Tytuł sugeruje powieść historyczną z życia władców, ale nie, rzecz dzieje się w Warszawie w XX wieku a bohaterką książki jest Łucja Król, matka czterech synów. A wszystko zaczyna się w latach 30., wtedy to ojciec rodziny, robotnik, ginie w wypadku i Łucja pozostaje bez środków do życia. Ima się dorywczych prac i szuka pomocy, którą dostaje od Wiktora Lewena, komunizującego prawnika. Tu szanowny autor trochę naciągnął fakty, bo w II RP biedakom pomagali głównie socjaliści, zaś komuniści byli zupełnie marginalną partią.
Wiktor Lewen jest, obok Łucji Król, drugim bohaterem książki. Prawdę mówiąc jego wątek jest najciekawszy. Lewen to 'głęboko wierzący' komunista, który nigdy nie zdradza swojej religii. Pewne jego przemyślenia są dosyć ciekawe: „Zakaz własnej gry z dobrem i złem: tylko partia jest do niej powołana i daje – każdemu z szeregu – władzę posługiwania się dobrem i złem w sprawie, której część stanowi. I tylko w tej sprawie. Dlatego pierwszą rzeczą jest zrozumieć swoją przynależność, jako wybór losu, jako posłuszeństwo do końca, jako nieodwracalne przeświadczenie – gdyż nikt, kto był w szeregu, nie potrafi już nigdy utrzymać samotnie ciężaru zadań wspólnie dokonanych. (s.60)”. Piękny przykład ślepej wiary, wśród komunistów to były częste przypadki, pisze o nich na przykład Spałek w 'Komuniści przeciw komunistom'.
Los i autor nie szczędzą Łucji ciosów, w czasie wojny jeden z synów został wysłany na roboty do Niemiec, a drugi, Klemens, zaczadził się komunizmem od Lewena, został aresztowany przez Niemców i trafił do obozu koncentracyjnego.
Zaś po wojnie Klemens Król i Lewen zostali beneficjantami nowego ustroju ale do czasu... Opisuje Brandys ciężką atmosferę stalinizmu, aresztowania wśród komunistów, sam Lewen nie jest pewien swego losu i tak rozmyśla: „Jest to świadomy akt: zrzec się swojej wolności za cenę swojego udziału w wolności. Należy to uczynić w pełni zrozumienia wszelkich konsekwencji. Przygotować się do ostatniej. Oto ona: stać się dowodem niebezpieczeństwa grożącego partii, spełnić to, potwierdzić. (s.177)” To kolejne, dosyć mętne, wyznanie bezgranicznej wiary do partii, ale właśnie taki, egzaltowany i niejasny jest styl Brandysa.
Książka jest wyraźnie rozrachunkowa, zresztą została wydana w 1957 r. na fali odwilży popaździernikowej. To także rozrachunek autora, który aktywnie popierał komunistów i popełnił parę dzieł socrealistycznych w latach 40. i 50. Ale Brandys zatrzymuje się jakby w pół drogi, głosi hasło: socjalizm tak, wypaczenia nie.
Jak już wspomniałem, rzecz jest napisana dosyć mętnym zawiłym stylem, niełatwo się to mocno zestarzałe dziełko czyta. Obecnie rzecz jedynie dla amatorów.