Tak trudno jest mi pisać o tej książce. A jednocześnie muszę, potrzebuję tego, czuję jakbym inaczej miała wybuchnąć, tak dużo we mnie, wszystko krzyczy, słowa uderzają się o siebie, obijają, wędrują po mojej głowie, każde chce być na czele, na przedzie i pchają się, pchają się... wszystko na raz, hałas, chaos. Słowa, a tak naprawdę emocje.
Nie wiem czy będzie można nazwać to recenzją, nawet opinią czy będzie to tylko chaotycznym wyrzuceniem z siebie emocji.
Litery, słowa, zdania, niby wiem jak to wszystko działa, a jednak w głowie bałagan.
"Sztuka życia" to czwarta jak do tej pory wydana książka Damiana Jackowiaka. Jednak tym razem jest to coś zupełnie innego, zupełnie inny gatunek. Trzy poprzednie książki to kryminał/thriller, z mocną moim zdaniem stroną psychologiczną. Tym razem jest to...literatura obyczajowa? Na pograniczu literatury pięknej, jak mówi sam autor. A ja przyznaję, że mam problem z dokładnym określaniem gatunków. :)
Tak naprawdę jest to bardziej niepozorna książeczka, licząca zaledwie 114 stron. Ha! Niepozorna tak bardzo! Ile na kilku kartkach można znaleźć treści, emocji! Jak bardzo może ona nas bombardować! bum, bum! dziura w sercu, w duszy!
To jest książka, która w moim odczuciu, potrzebuje swojej przestrzeni, czasu, spokoju. Dlatego wzięłam ją ze sobą w takie miejsce. Jezioro, słońce, burza, deszczyk, gdzieś tam obok przyjaciółka czytająca coś innego.
Ta książka
i ja.
Wiem, że wiele osób może mieć problem ze stylem autora tutaj. Z tym, żeby się wkręcić i popłynąć. Prawdopodobnie jeszcze jakiś czas temu również miałabym taki problem. Wydaje mi się jednak, że zdążyłam na tyle poznać się z pisaniem Damiana, że od samego początku czytało mi się to tak lekko! Wręcz zdumiewająco! Czytając masz wrażenie, że to historia opowiedziana jednym tchem i ja tak to czytałam. Czasami jedno zdanie zajmowało pół strony albo i więcej, a ja...płynęłam!
I każde słowo zakorzeniało się we mnie.
I płakałam.
I uśmiechałam się zaraz potem przez te łzy.
I nienawidziałam autora, za to, że dźgał w te wszystkie struny we mnie, te najwrażliwsze, te które tak łatwo rozerwać i tama pęka i wszystko się uwalnia, obrazy i oczy nie potrafią zmusić łez, żeby się cofnęły i one kapią, spływają po policzkach albo robią mokre plamy na tych kartkach...
Nienawidziłam... gówno prawda. uwielbiałam!
Pomieszane emocje, pomieszane wszystko
To jak autor operuje słowem, co potrafi nim ze mną zrobić.
Emocjonalny wpierdol.
Ubolewam tylko nad tym, że jest tu naprawdę sporo błędów, literówek. Naprawdę, naprawdę dużo literówek :( Chociaż 'promienie słonia' wyszły zabawnie ;)
Ocena książki, gwiazdki... Wiem, że nie jest idealna, wiem, że wielu może się nawet nie spodobać. Ale ja? W cholerę z tymi literówkami! Na moment zamykam oczy, tak, że ich nie widzę, zapominam. Przyćmiewają je emocje, rozedrgane serce.
Może gdzieś pomiędzy tymi kartkami zostało złamane, a może właśnie posklejane w całość, a może po prostu poczuło, że wciąż tam jest, nawet jeśli podziurawione i poharatane i przecież od dawna nazywam to czarną dziurą...
Mam to wszystko ocenić?
Ta książka...
Moja wrażliwość ją pokochała! Ale...ta wrażliwość to przecież ja, to ja ją pokochałam... mogę nie chcieć tego nazwać, ale tak jest.
.
Wrócę do niej. Nie raz. Już teraz samo zakończenie czytałam dwa razy.
Wrócę.
.
Dziękuję Panie Autorze, dziękuję Damian.