Na początek garść informacji: na 21 kobiet, których historie złożyły się na tę książkę, tylko 2 miały poniżej 30 roku życia. 12 pań przekroczyło 40 rok życia, a pozostałe 7 Ukrainek plasowało się w przedziale wiekowym od 31 do 37 lat.
Statystyki dalszej nie prowadziłam, ale panie pracowały głównie w usługach (gastronomia, kosmetyka, fryzjerstwo) i w charakterze szeroko rozumianej pomocy domowej. Część z nich była już na tyle ustawiona zawodowo, że założyła własne biznesy.
,,Nie narzekaj, tutaj jest raj.''
Generalnie mam mieszane uczucia wobec tej książki – bo z jednej strony czytało mi się całkiem gładko i przyjemnie, dowiedziałam się kilku ciekawych rzeczy i zrozumiałam jedną rzecz ważną (że faktycznie jesteśmy tak narodowo wycofani i nie da się z nami ,,pogadać z duszą''. Chyba, że już się znamy kopę lat między sobą, a i to nie zawsze); ale z drugiej strony jakoś tak to wszystko przeleciało przeze mnie, jak woda przez sito.
Co oznacza, że za pół roku będę w stanie powiedzieć o tej książce, że była ,,fajna''. I nic więcej.
Denerwowało mnie też prezentowane przez panie podejście do pracy, które można określić powszechnie znanym, acz mało cenzuralnym, mianem ,,kultu zapierdolu''. No ja rozumiem, że jak się pracowało po 17 godzin na dobę i teraz się jest menadżerką średniego albo wysokiego szczebla, to można się tym chwalić na zasadzie budowania narracji ,,od zera do bohatera'', ale na wszystkich dostępnych w okolicy bogów – tak się nie da żyć. I nie powinno się tej narracji umacniać.
A nie powinno się tego robić dlatego, że potem pracodawca to wykorzystuje. I to często bezlitośnie. Co więcej – potem sami też to wykorzystujemy wobec podwładnych. ,,Ja mogłam zacisnąć zęby, to Ty też możesz.''
Polak to, a Ukrainiec tamto – czyli o stereotypach
W ,,Ukrainkach'' było dużo stereotypów – o tym jacy są Polacy, jak wygląda praca u bogatych rodzin, czego nie wolno mówić pracodawcom, bo się śmiertelnie obrażą (bo wiecie, heloł, ,,służba'' nie jeździ na wakacje do Włoch, ale może co najwyżej pojechać do domu, na Ukrainę, prawda?), jak Polacy sprawdzają czy Ukrainki kradną... I o tym, jacy są Ukraińcy, że są bardziej rodzinni, że są bardziej konserwatywni, jeśli chodzi o podział ról społecznych i – na przykład – płacenie za kawę w restauracji, jak piją, dlaczego piją, jakie jest ich podejście do zdrady w związku, że dziewczyny z Ukrainy są bardziej zadbane, milsze i bardziej nadają się na dobrą żonę, niż przeciętna Polka...
I to też mi trochę nie pasowało, bo ze stereotypami jest tak, że łatwo się z nimi zgodzić, a ciężko je wykorzenić. Nie powinno się więc ich umacniać, nawet, jeśli są stereotypami pozytywnymi.
Pojedynczy wielogłos
Z ,,Ukrainek'' zapamiętałam głównie ,,pojedynczy wielogłos'' – kobiety rozmawiające z Moniką Sobień-Górską były do siebie dość podobne, momentami trudno było je od siebie odróżnić i to sprawiało, że ciężko było się emocjonalnie zaangażować w treść tej książki.
A ja lubię historie i reportaże, które mnie poruszą, które zapadną w moją pamięć i sprawią, że będę się zastanawiać nad ich myślą przewodnią albo nad wydarzeniem, które opisują.
Tutaj się nie zastanawiałam.