Emily Dickinson, największa poetka amerykańska, sprawia biografom i badaczom wiele kłopotów. Tajemnicze, pełne niepotwierdzonych śladów jest jej życie i nie do łatwych należy jej twórczość. Pewne wiadomości na ten temat miałam już wcześniej, zanim poznałam wybór wierszy w przekładzie i opracowaniu innego wielkiego poety i tłumacza – Stanisława Barańczaka.
Ale postanowiłam, że spróbuję odstawić tę wiedzę na bok i po prostu sprawdzę, co te wiersze powiedzą do mnie jako zwykłego czytelnika, w intymnej rozmowie, jaką tylko poeta może przeprowadzić z miłośnikiem poezji. Jednocześnie było to wyzwanie, bo zazwyczaj wybieram poezję innego typu.
Nad wierszami Emily Dickinson spędziłam kilka wieczorno – nocnych godzin i stałam się bogatsza o definicje, które ktoś poznał i których znaczenie sprawdził. Zobaczyłam, że można postawić znak równości między życiem a śmiercią, bo jest się tak zachłannym na całe istnienie. Poetka często posługuje się ironią, w tak drażliwych tematach, jak właśnie śmierć czy Bóg. Rzuca w niebo pytania albo modlitwę nazywa urządzeniem. O życiu pisze jak o procesie, przedstawiając jego kolejne, przemijające etapy. Wykorzystuje także antytezy, rozbudowane przeciwieństwa, by pokazać prawdziwą wartość rzeczy. Pisze o tęsknocie, ale nie rozpływa się nad nią i nad tęskniącą sobą w wielkich poematach. W ogóle, o czymkolwiek by nie pisała, Emily Dickinson jest mistrzynią zwięzłości, potrzebuje niewielu słów. Jest bardzo świadoma siebie, a czasem boi się utraty tej świadomości. Sprawia wrażenie bardzo mocnej – a może ta moc tkwi w jej poezji. Ogromnie bogata musiała być dusza tej kobiety, jakby w zestawieniu z ubogim życiem, które prowadziła – nie w sensie materialnym, a w obszarze międzyludzkich, społecznych kontaktów. Prawda, piękno (także natury, choć ta raczej jest pretekstem do innych rozważań), czasem (rzadko) chwilowe impresje, ludzkie ograniczenia, oczekiwania, rozczarowania, straty i zyski (tych mniej), wnioski… To kolejne tematy poruszane przez Emily Dickinson.
Kilka jej wierszy będzie mi towarzyszyło już zawsze. Na przykład ten oznaczony numerem 670, o tym, że nie ma nic bardziej przerażającego niż nasze wewnętrzne lęki:
Ileż bezpieczniej – o Północy / Ujrzeć Upiora przed sobą – / Niż spojrzeć w twarz własnym – wewnętrznym – / Pustkom i Chłodom.
Albo doskonały utwór o teatralności świata i dramatyzmie ludzkich losów – 741.
I jeszcze 511 – wiersz o pragnieniu i oczekiwaniu, rozgrywający się w sferze „gdyby”.
Poeci, którzy mówią nam najwięcej, to z reguły osobowości i talenty nie na swoje czasy. Tak też było z Emily Dickinson, nowatorką na każdym poziomie twórczości – zarówno, jeśli chodzi o metaforykę, wersyfikację, rytmikę czy nawet sposób zapisu. Szeroko i interesująco pisze o tym Stanisław Barańczak w przedmowie, której absolutnie nie można pominąć, mając w rękach Wiersze wybrane.
Ta poezja wymaga wielkiego skupienia uwagi i jest warta wysiłku, do którego zmusza. I jest to poezja, która z człowiekiem zostaje.