W zbiorze trzydziestu jeden opowiadań Wojciech Chmielewski zaprasza swoich czytelników na wyprawę w… codzienność i zwyczajność. Jest autorem, który niemal z pieczołowitą starannością obserwuje i opisuje rzeczywistość. Tworzy (odtwarza?) światy zwykłe, niemal zupełnie niezauważalne, po to byśmy odczuli „zapachy mokrych płyt chodnikowych, spalin i chłodnego cugu bram cudem ocalałych w tej części miasta kamienic”. W prozie Chmielewskiego pełnoprawną rolę pełnią i miejski zgiełk, słoneczne błyski i oślepiające światło, które „odbija się od białych chodników, wpada do tramwajów i niespokojnie przysiada na samochodowych maskach”.
Znajdziemy zatem w opowiadaniach treści o rzeczach zupełnie zwykłych i bardzo realnych, lecz nie dajmy się zwieść tej pozornej prostocie. Opisy i zdarzenia otoczone zostały zasłoną poetyki, dzięki której autor daje do zrozumienia, iż wszystko, co rzeczywiste jest nieskończone i niepoznawalne. Nawet niewidoczne tło, którym jest i błękitny tramwaj i „zwyczajni ludzie, niewyróżniający się w tłumie sunący po obu stronach ulicy” może nagle stać się czymś wyjątkowym i godnym obserwacji. Wystarczy, że dotknie je słoneczne światło, a ciała poruszą się „w zupełnie nowy sposób, z radosnym błyskiem, podnieceniem, euforią nawet”.
„Obcy diabeł” jest zatem wołaniem o spowolnienie życia i zatrzymanie się w pędzie.
Jednocześnie czytanie Chmielewskiego jest spacerem nie tylko przez zakurzone, smętne, a niekiedy oblane słoneczną poświatą czy skąpane w szarości deszczu ulice miasta. Mijane osoby, przedmioty czy fasady budynków, towarzyszące im dźwięki, barwy i zapachy nadają ton krokom bohaterów, przenoszą w przeszłość do czasów młodości i miłości, do narodzin i śmierci. Czyżby zatem tak skupione na szczegółach codzienności opowiadania były w istocie przypowieścią o przemijaniu? O tym, jak wiele tracimy przechodząc obok zwyczajnego przedmiotu, knajpianej szyby, strumyka wody spływającej do studzienki…
Poza tym na kartach zbioru króluje Warszawa – współczesna i w odbiorze niejaka, sama chce przywoływać swoje dawne dzieje. Nieistniejące sklepy i sklepiki, kramy i zapachy, Ogród Saski, kot na Krochmalnej, Hala Mirowska i gołębie wirujące pod jej sklepieniem, punkt napraw maszyn biurowych i wreszcie same ulice, ulice, którymi wystarczyło się przejść, aby wzbudzić naszą wyobraźnię. To wszystko tylko upewnia nas, że obcujemy z czystym pięknem, a piękno przecież ma tę podłą przypadłość, że mija zbyt szybko. Autor chętnie wraca również do starej Warszawy i czasów przedwojennych – opowiadania „Na starym kirkucie” czy „Fantazja o Chłodnej” przenoszą na puste, nieistniejące już ulice.
I jeśli uważniej przyjrzymy się postaciom spacerującym po miejscach opisywanych przez Chmielewskiego, okaże się, że i one są utkane z pozornej rzeczywistości – niekiedy to tajemnicze zjawiska i widma bez przeszłości. Bohaterowie opowiadań starają się wprawić je w ruch, ocucić, wydobyć sekret ich istnienia, przywiązać do siebie. Autor oddaje im głos i wtedy dialogi świadczą o prawdziwym odczuwaniu życia.
Nie twierdzę, że „Obcy diabeł” to opowiadania łatwe w odbiorze. Wymagają skupienia a przede wszystkim wyciszenia – lecz te zabiegi dookoła-czytelnicze mogą nam tylko pomóc przenieść się w światy, które tak pięknie opisał Wojciech Chmielewski.
Książkę otrzymałem z portalu Sztukater.