Ból, smutek, cierpienie, strach. To jedne z wielu negatywnych emocji. Kto z nas nie chciałby się ich pozbyć? Ale co by było gdyby pozbyć się wszystkich emocji, nie tylko tych negatywnych? Nie ma szczęścia. Nie ma zakochania. Nie ma radości. Nie ma takich emocji, które sprawiają, że na naszej twarzy pojawia się uśmiech, czy też wydajemy z siebie spontaniczny chichot. Nie ma też tak silnych emocji, które wywołują u nas łzy. Nie ma niczego. Zupełna pustka. Skorupa. Byt kontrolowany przez inną istotę.
Podwieczność. To właśnie do niej Nikki trafiła zeszłej wiosny. Chcąc uśmierzyć swój ból pozbyła się nie tylko jego. Po dość, a wręcz bardo długim okresie tam spędzonym wróciła na Powierzchnię. Rodzina, chłopak, przyjaciele, szkoła. Ale ma tylko sześć miesięcy na uporządkowanie wszystkich spraw i na właściwe pożegnanie się ze swoimi bliskimi. Po tym czasie Podwieczność przypomni o sobie i już nie będzie powrotu. Ten czas mógłby być dobrze spożytkowany i choć na chwilę przynieść dziewczynie ukojenie, gdyby nie Cole, który śledzi Nikki na każdym kroku i który chce z jej pomocą przejąć władzę w Podziemiach. Czy dziewczynie uda się odnaleźć odkupienie? Dlaczego akurat ona jest tak ważna dla Cole’a? Czym tak naprawdę jest Podwieczność? Jak i dlaczego tam trafiła?
Brodi Ashton jest amerykańską autorką. Jej debiut „Podwieczność” został bardzo dobrze przyjęty przez czytelników, co widać, gdyż na rynku amerykańskim i niemieckim okazał się bestsellerem. Ashton uzyskała tytuł licencjata dziennikarstwa na Uniwersytecie w Utah oraz magistra stosunków międzynarodowych Wyższej Szkoły Ekonomicznej w Londynie. Obecnie mieszka z rodziną w Utah.
Nie znajdziemy tutaj typowego trójkąta z romansów paranormalnych. Nie znajdziemy tutaj bohaterki, która najpierw zakochuje się w jednym chłopaku, później w drugim i nie wie, kogo wybrać. Ona to wie, kierują ją zupełnie inne pobudki, więc nie znajdziemy tutaj bezgranicznej miłości do obu bohaterów. Relacje między Nikki, Jackiem i Cole’em są niezwykle ciekawe i inne od dotychczas przeze mnie spotkanych.
No właśnie… bohaterowie. Nie powinien dziwić fakt, że najbardziej pociągającym i intrygującym jest właśnie Cole. Nie wiem czemu, ale podczas pisania właśnie tych wyrazów przyszedł mi do głowy serialowy Damon Salvatore z „Pamiętników wampirów”. Możliwe, że są do siebie odrobinę podobni? Na pewno są w podobnym stopniu ciekawi. Byłam i nadal jestem ciekawa, co nim tak naprawdę kieruje i jakie tajemnice skrywa. Znów nie wiem czemu, ale Nikki z Jackiem przypominali mi parę z „Ja, diablica”, choć nie ma tutaj podobnego „Piotrusiowania” a Jacka w jakiś sposób można polubić, patrząc na to, co zrobił. Nikki także. Zabiegiem, którym się posłużyła autorka, pokazała zmianę, jaka w niej zaszła i jak sama doszła do wniosków, do których powinna dojść już wcześniej. Ale… któżby nie postąpił tak jak ona mając takie możliwości i do końca nie wiedząc, na co tak naprawdę się godzi. Z biegiem wydarzeń i przemyśleń, można główną bohaterkę zrozumieć i także obdarzyć ją sympatią. Nie poddaje się, walczy. W końcu jest człowiekiem, a czy ludzie nie popełniają błędów?
Interesującą ciekawostką, jest sposób przekazywania historii. Nikki opowiada nam ją raz z perspektywy teraźniejszości i przeszłości, co sprawia, że nie jesteśmy przytłoczeni wydarzeniami i ta niepewność i ciekawość, którą wywołuje u nas autorka nawiązując w teraźniejszości do wydarzeń przeszłości zaraz nam wszystko dokładnie opowiada, aby czytelnicy nie mieli mętliku w głowie. Dla mnie był to świetny zabieg i bardzo mi się spodobał.
No i sama mitologia… Odwoływanie się do mitów czy baśni we współczesnych powieściach najbardziej mnie interesuje. A tutaj wypadło to naprawdę dobrze. Wszystko tworzy spójną całość, a mitologia jest. Towarzyszy wszystkiemu do samego początku i nie wręcz nie można się powstrzymać od odnajdywania kolejnych wspólnych elementów.
Pomimo tej mitologii i tej fantastyki jest to opowieść o odkupieniu, stracie, przebaczaniu, zapomnieniu, uczuciach i tego, co najbardziej pociąga – nieśmiertelności. Ale też ceny, jaką trzeba za nią zapłacić. Jest także o uśmierzaniu bólu i pójściu „na łatwiznę” jak to sformułowała sama bohaterka. Ale jest także o walce, walce z przeciwnościami losu. Za wszelką cenę.
W utworze najbardziej przeszkadzały mi literówki, ale to już kwestia wydania, a nie wina autorki. Nie spodziewałam się ich aż tylu w tak dobre książce takiego wydawnictwa. A tu niepotrzebny wyraz, a znów gdzieś tam zjedzona literka. Szkoda, wielka szkoda. Za to okładka jest nieziemska i za nią należy się ogromny plus. Jestem niezwykle ciekawa, jak będą wyglądały okładki do następnych części.
Zachwycająca okładka, mitologia, ciekawi bohaterowie, akcja i styl autorki. Wszystkie te elementy działają na plus Brodi Ashton. I pomimo przewidywalności, z którą ostatnio niestety coraz częściej się spotykam w powieściach polecam zapoznać się z tym tytułem. „Podwieczność” czyta się naprawdę w zatrważająco szybkim tempie i nawet nie wiem, kiedy skończyłam ją czytać. Jestem ciekawa kontynuacji i mam nadzieję, że autorka nie poskąpi elementów zaskoczenia, bo tak naprawdę to ich tutaj najbardziej brakowało, a wydawnictwo bardziej przyłoży się do korekty. Nie mogę się również doczekać prezentacji okładki, choć patrząc na inne dzieła Papierowego Księżyca to chyba mogę spać spokojnie.