Życie Hanki zmienia się diametralnie przez jedną obietnicę daną przyjaciółce, która, mogłoby się pomyśleć, nie miała wielkiego znaczenia. Ewa umiera, a ona musi zaopiekować się jej córką. Problem w tym, że nic nie wie o dzieciach i nie potrafi okazać swoich uczuć, nie może się zmusić choćby do przytulenia dziewczynki. Ania nic nie chce mówić, nie je, nie bawi się z innymi dziećmi w przedszkolu. Ma tylko swojego misia Floriana, który wszędzie jej towarzyszy. Dziecko nie może sobie poradzić ze śmiercią matki, a Hanka nie umie jej pomóc. Do tego poznaje w pracy bardzo przystojnego Łukasza, który okazuje jej zainteresowanie, lecz ona nie potrafi odwzajemnić jego uczuć po dramatycznych przeżyciach w dzieciństwie.
Parę miesięcy temu czytałam inną powieść Joanny M. Chmielewskiej, „Sukienkę z mgieł”, która mnie oczarowała i do tej pory bardzo miło ją wspominam. Tak więc, bez większego zastanowienia, sięgnęłam po „Poduszkę w różowe słonie”, jej wcześniejszą książkę. Czy ta podobała mi się tak samo, jak poprzednia?
Już na samym początku widzimy trudności Hanki w kontaktach z dzieckiem. Potrafi zapewnić Ani zabawki, ubrania, ale uczucia już nie. Nie wie, że dziewczynka teraz tego potrzebowała najbardziej. Bywało i tak, że Ania nie odzywała się przez kilka dni, komunikowała się poprzez Floriana. W książce został poruszony ważny problem, śmierć matki, z którym musi sobie poradzić pięcioletnia dziewczynka. Często jej zachowanie bardzo mnie wzruszało i tak bardzo było mi żal dziewczynki. Ta historia wydawała się taka realna.
Ogromnym plusem powieści są wspomnienia Hanki z dzieciństwa. Coraz bardziej zbliżamy się do odkrycia jej tajemnicy i zrozumienia jej postępowania. Czytelnik mógł też zobaczyć, jak narodziła się przyjaźń dwóch dziewczynek, Hanki i Ewy, oraz jak dalej potoczyło się ich życie, co się wydarzyło i dlaczego Hania musi zająć się córką przyjaciółki. Można było zobaczyć, jak dzieciństwo wpływa na dalsze życie i że nawet jedno wydarzenie może wszystko zniszczyć.
Wątek miłosny rozwija się bardzo powoli i pozostawia pewien niedosyt. Uczucie było bardzo kruche i główna bohaterka sama nie do końca je rozumiała. Nie wysuwało się to na pierwszy plan i autorka od razu wszystkiego nie wyjaśniła, co bardzo mi się podobało. Wątek z Łukaszem był tylko zręcznie wpleciony w całą fabułę, co uważam za ogromny plus.
Joanna M. Chmielewska posługuje się barwnym językiem i opisuje wszystko bardzo ciekawie, tak że nie można oderwać się od lektury, kiedy zacznie się już czytać. Świetnie przedstawiła kontakty dziewczynki z przyjaciółką matki, ich próby wzajemnego zrozumienia się.
Porównując „Poduszkę” do „Sukienki” muszę przyznać, że tu zabrakło mi Weroniki. Ona była wspaniałą bohaterką i łatwiej było mi się z nią utożsamić, choć nie twierdzę, że Hanka nie przypadła mi do gustu. Po prostu uważam, że Weronika była barwną postacią i choć parę razy tutaj wystąpiła, to wolałabym więcej poczytać o jej przygodach.
„Poduszka w różowe słonie” to cieplutka powieść przede wszystkim o uczuciach, miłości. Z pewnością przypadnie do gustu osobom zaczytującym się w obyczajówkach, ale sądzę, że śmiało mogę polecić ją także innym. Naprawdę warto, co tu więcej mówić.
Moja ocena: 7/10