Książki są niczym wrota do innego świata. Dzięki nim oczyma wyobraźni podróżujemy po tajemniczych krainach, zaginionych wyspach czy miejscach nieistniejących w istniejących miastach. Autorzy otwierają przed nami swoje serce, w którym rodzi się kolejne miejsce literackie. Cris F. Oliver zebrała je natomiast w jednej publikacji i z pomocą ilustracji Julio Fuentesa przybliżyła nam trzydzieści pokarmów dla duszy. „Atlas miejsc literackich" to bowiem zbiór drzwi, które przenoszą nas w najróżniejsze wytwory wyobraźni powieściopisarzy. To prawdziwa gratka dla miłośników literatury. W jednej chwili leżałam w łóżku z książką w ręce, w drugiej byłam już gdzieś zupełnie indziej.
W poniedziałek wyruszyłam na wyprawę do Wnętrza Ziemi. W zimnym Reykjaviku znalazłam przewodnika, z którym spędziłam osiem dni ciągłego marszu przez fiordy i podmokłe tereny. Odpoczęłam dopiero w wiosce Stąpi u podnóża wulkanu, na który później przyszło mi się wspiąć, ponieważ wejście do Wnętrza Ziemi znajdowało się w jego kraterze. Po długiej wędrówce ciemnymi tunelami znalazłam się w ogromnym akwenie, gdzie granatowa kopuła pełniła rolę nieba. Istniał tam las grzybów, niektóre dinozaury wciąż były żywe, a na drodze stanął mi niby to człowiek, ale liczący sobie dwanaście stóp i cały porośnięty sierścią. Świat ten różnił się od tego, który znam, ale był do niego bardzo podobny. Dlaczego jednak nikt nie ostrzegał, że powrót na powierzchnię oznacza, że muszę zostać wypchnięta prze lawę podczas erupcji wulkanu, ale... We Włoszech?
We wtorek chciałam pobiec za królikiem do Krainy Czarów, ale kolejne przedostawanie się przez tunele po poniedziałkowej podróży do Wnętrza Ziemi, nie brzmiało dobrze. Zamiast tego zdecydowałam się na Fabrykę Wonki, gdzie pracują tajemnicze Umpa-Lumpy. Nauczona historiami innych — stosowałam się do wskazówek właściciela i kosztowałam tylko tego, co przeznaczone było dla ludzi, a dzięki temu zwiedzanie fabryki minęło bez większych problemów. Widziałam rzekę czekolady, wiewiórki pracujące w Hali Orzeszkowej czy maszynę zwaną gumiarką. Najważniejsze było jednak to, że mogłam spróbować karmelków zmieniających kolor co dziesięć sekund, miętówek barwiących zęby na miesiąc na zielono, niewidzialnych batoników (idealnych do spożywania tam, gdzie jeść nie wolno) czy cukierków-wiercipiętów, które dokazują w brzuchu!
W środę skusił mnie Camelot, czyli gród pełniący funkcje siedziby dworu oraz stolicy osławionego królestwa Artura. Postanowiłam porozmawiać z ludźmi napotkanymi na drodze i tak usłyszałam historie o wychowywaniu króla przez czarodzieja Merlina, o rzuceniu na niego potężnych czarów przez wróżki i elfy, o wyciągnięciu miecza z kowadła, o Rycerzach Okrągłego Stołu... Najchętniej jednak mówiono o walkach z krwiożerczymi potworami, o porwaniach przez olbrzymy w Górach Świętego Michała czy o poszukiwaniach Świętego Graala. Miałam szczęście — prosto z labiryntu ulic trafiłam na turniej rycerski, a stamtąd na wystawne przyjęcie, z którego niestety zostałam wyrzucona jako niechciany gość, co wzięłam za sygnał do powrotu do domu... Niekoniecznie swojego.
Czwartek był dniem, gdy odkryłam, że potrafię sprzątać z prawdziwym zapałem i nikt wtedy nie powinien wchodzić mi w drogę. A wszystko dlatego, że namówiłam czarnoksiężnika Hauru, by pozwolił mi ze sobą zamieszkać, a po wejściu do jego rezydencji przywitał mnie zabałaganiony salon pełen walających się po podłodze książek i butelek. Za codziennego towarzysza miałam gębę w piecu — ogniowego demona, Kalcyfera — a na drzwi musiałam uważać, bo mogły przenieść mnie w przeróżne miejsca. Na zwiedzanie Ingarii zabrakło mi czasu, ale słyszałam o mówiących strachach na wroble, zakochanych zamienionych w psy czy siedmiomilowych butach.
W piątek chciałam odpocząć, a trafiłam do Hogwartu. A raczej trafiłam na Ulicę Pokątną, gdzie chodziłam od sklepu do sklepu udając potencjalnego klienta, a na koniec udało mi się poznać dwóch szalonych rudzielców, którzy uznali, że świetnym psikusem będzie zabranie mnie do ich szkoły. Szkoły, gdzie Wielka Sala cieszy oko zaczarowanym sufitem, gdzie książek z biblioteki wynosić nie wolno, bo zabezpieczone są zaklęciem i gdzie szkolnym sportem jest quidditch, którego oglądanie kosztowało mnie ogrom nerwów. Nic jednak ukryć się przed dyrektorem Dumbledore nie może, więc na koniec dnia — gdy zmierzałam do dormitoriów za portretem Grubej Damy — podszedł do mnie i powiedział, że czas odesłać mnie do domu... Jaka szkoda!
Sobota i Londyn to dobre połączenie. Londyn Sherlocka Holmesa oczywiście. Wraz z panią Hudson (właścicielką domu na Baker Street 221B) wcześnie rano wypiłam herbatę przy dźwiękach skrzypiec. Doktor Watson chętnie opowiadał o sprawach, jakie ze swoim przyjacielem prowadził i nawet zaproponował mi naukę zawodu detektywa pod okiem pana Holmesa, ale musiałam niechętnie odmiówić. Cenię sobie bowiem wygodne życie, a świat współprac z Scotland Yardem zdecydowanie taki nie jest. Gdy skrzypce umilkły dało się słyszeć dźwięki wystrzałów z rewolwera, więc postanowiłam się wynieść z tego zagraconego cygarami i dowodami rzeczowymi miejsca.
A w niedzielę chciałam odpocząć, ale znalazłam się w Obozie dla Herosów, gdzie pozwolił mi wejść sam Dionizos, choć zdecydowanie nie jestem półboginią. Centaur Chejron nie był zadowolony z mojej wizyty, ale pokazał mi jak wygląda zbrojownia, jak przebiegają zajęcia plastyczne z polerowania posągów czy jak brutalne bywają walki na arenie, choć nikt nie musi martwić się o utratę życia. Dzień zakończyłam odpoczywając przy chóralnym śpiewom w odeonie i musiałam wracać do siebie, ale choć moje wcześniejsze przybycie na Wzgórze Herosów przebiegło bez komplikacji, to wracając spotkałam na drodze Minotaura i... Cudem przeżyłam. Zbyt dużo wrażeń jak na jeden tydzień.
Dzięki Cris każde z tych miejsc zdaje się być prawdziwe. Wystarczy spakować kilka rzeczy i wyruszyć na przygodę!
Znacie wszystkie tajne przejścia w Hogwarcie? Każdy zakątek królestwa Narnii? Wiecie, jak smakują lizaki z fabryki czekolady pana Wonki? Piliście herbatę z Kapelusznikiem? A może wolicie posiedzieć...
Znacie wszystkie tajne przejścia w Hogwarcie? Każdy zakątek królestwa Narnii? Wiecie, jak smakują lizaki z fabryki czekolady pana Wonki? Piliście herbatę z Kapelusznikiem? A może wolicie posiedzieć...
Gdzie kupić
Księgarnie internetowe
Sprawdzam dostępność...
Ogłoszenia
Dodaj ogłoszenie
2 osoby szukają tej książki
Pozostałe recenzje @mewaczyta
Stany bitwy
Im bliżej wyborom prezydenckim w Stanach Zjednoczonych, tym częściej temat ten znajduje się na pulpicie całego świata. Od decyzji Amerykanów zdaje się zależeć nie tylko ...
Żebyśmy byli w stanie zrozumieć historię przedstawioną w reportażu Kathleen Hale, muszę wyjaśnić dwa pojęcia. ° Creepypasta to straszna historia budowana w formie mi...