„Zenga zenga, czyli jak szczury zabiły króla Afryki” Andrzeja Mellera to reportaż, który ma już dobrych kilka lat (został wydany w formie ebooka w 2012). Autor relacjonuje w nim swój pobyt w ogarniętej powstaniem Libii. Niezadowolony lud tego kraju wystąpił w 2011 roku przeciwko długoletnim, korupcjogennym rządom Mu’ammara al-Kaddafiego.
Chciałbym już na wstępie zaznaczyć, że nie miałem zielonego pojęcia o wydarzeniu, które opisuje Andrzej Meller. Powstanie w Libii przeciwko rządom al-Kaddafiego to jeden z konfliktów zbrojnych w Afryce w latach 2010-2012 nazywane arabską wiosną. Niezadowoleni mieszkańcy wystąpili przeciwko władzom własnych państw, żądając i walcząc o lepsze warunki życia oraz rozszerzenie swobód obywatelskich. Myślę, że to naprawdę ważne wydarzenie obecnego stulecia, o którym się milczy, a tak nie powinno być. Na lekcjach historii drobiazgowo uczymy się o odległych wojnach – wojna trzydziestoletnia, konflikty krzyżackie, wojna secesyjna, pisanych z perspektywy zwycięzców, a milczy się na temat współczesnych konfliktów, równie ważnych, o ile nie ważniejszych ze względu na współczesność właśnie – można je bowiem wykorzystać do kształtowania postawy społeczeństwa, uświadamiać o piekle wojny, jej bezsensowności, naświetlać tragedie po obu stronach konfliktu. W książce ponadto pojawiają się współczesne elementy typu telefony czy kałasznikowy, co tylko podkreśla okropieństwa wojny, uwspółcześnia ją, materializuje piekło z nią związane i sprawia, że możemy je sobie na pewno wyobrazić lepiej niż chociażby już legendarnych rycerzy z bitwy pod Grunwaldem z „Bogurodzicą” na ustach.
Ten świat powstańczej Libii jest tak niesamowicie odrealniony, pomimo że bardzo przecież bliski i czasowo, i terytorialnie Europie – państwa Afryki Północnej graniczą przecież ze Starym Kontynentem przez Morze Śródziemne. I to pewnie z tego powodu bardzo mi było nieswojo, kiedy słuchałem książki „Zenga, zenga…”.
Moją pierwszą myślą było to, że ten reportaż ma za krótkie wprowadzenie – oczekiwałem bowiem przed rozpoczęciem jakiegoś zarysu historycznego. Myślałem, że autor jedzie z nami na front powstania, nie tłumacząc w zasadzie niczego, natomiast, trochę paradoksalnie, to wyszło na dobre temu tytułowi. Gdyby Andrzej Meller wrzucał czytelnika od razu na głęboką wodę, przedstawiając szczegółowo przyczyny konfliktu, przytaczając daty, to wszystko stałoby się monotonne i nieprzyjemne w odbiorze. Im więcej audiobooka „Zenga, zenga…” czytanego przez Bartosza Głogowskiego wysłuchałem, tym bardziej doceniałem to powolne wprowadzanie, rzucanie kilkoma suchymi faktami raz na jakiś czas, które autor przeplatał z nieco barwniejszymi albo może ciekawszymi własnymi, subiektywnymi relacjami z terenu Libii ogarniętej powstaniem. Owe suche fakty są zebrane w kolejności chronologicznej dopiero w ostatnim rozdziale, który stanowi idealne podsumowanie lektury.
Warto wspomnieć, że tytuł jest oparty na kontrastach, a w zasadzie na takim jednym głównym, czego nietrudno się domyślić, ponieważ wiele książek o wojnach to właściwie głównie kontrasty, które uwypuklają ten cały wojenny dramat. W „Zendze…” szalone, bogate, wesołe życie reporterów zagranicznych zostało przeciwstawione dramatom Libijczyków oraz dźwiękom wystrzałów, co bezdyskusyjnie stanowi niezwykle wymowny kontrast.
„Zenga, Zenga, czyli jak szczury zabiły króla Afryki” to krótki, rzeczowy, obiektywny reportaż o wojnie domowej w Libii 2011 roku. Pozycja obowiązkowa dla osób, które nie słyszały o tym konflikcie i wszystkich hobbistów historyków.