Andrzej Meller, korespondent wojenny, przedstawia krótki reportaż o wydarzeniach w Libii w 2011 roku, podczas tzw. Wiosny Arabskiej.
Jako że uwielbiam reportaże, a także kojarzę wydarzenia z 2011 z relacji w telewizji z wielką chęcią sięgnęłam po tę książkę. I tu wielkie rozczarowanie. Przedstawione informacje są podawane chaotycznie, przypominają krótkie zapiski, słabo nakreślają sytuację. Posiadam pewną wiedzę na ten temat, wiec potrafiłam jakoś sobie to wszystko poukładać, jednak dla laika to będzie na pewno trudne. Nie jest to książka historyczna, wiec nie oczekiwałam pełnego opisu sytuacji czy zgłębiania relacji pomiędzy walczącymi stronami.
Od dobrego reportażu oczekuje wiarygodnych, rzetelnych informacji i prawdziwych historii mówionych przez ludzi tam żyjących, biorących udział w tym zamieszaniu, wojnie czy konflikcie, a właśnie tego jest tu bardzo mało. Rozmowy które autor przeprowadza są bardzo krótkie, a informacje zdawkowe. Więcej dowiadujemy się o reporterach, ich doświadczeniach i relacjach w hotelu gdzie przebywają. Trochę rozmów z pielęgniarkami z miejscowego szpitala, jednak te również są bardzo krótkie.
Zarys wydarzeń na podstawie kalendarium umieszczonego na końcu książki:
Pierwsze duże protesty w Libii odbyły się w 15–17 II 2011 w Bengazi i miały podłoże polityczne (liberalizacja systemu) oraz społeczne (poprawa warunków bytowych). Próba stłumienia wystąpień przez M. Al-Kaddafiego spowodowała radykalizację postaw protestujących i rozpoczęcie walki zbrojnej z reżimem. Wojna domowa objęła zwłaszcza nadmorskie części państwa — głównym ośrodkiem rebeliantów zostało położone w Cyrenajce Bengazi (Tymczasowa Rada Narodowa; utworzona 26 II 2011), ośrodkiem sił rządowych pozostał Trypolis; 19 III 2011 wobec ofensywy wojsk wiernych Kaddafiemu rozpoczęła się interwencja zbrojna państw NATO, mająca wesprzeć siły rebeliantów w walce z wojskami rządowymi. Po zdobyciu przez tych pierwszych Trypolisu (23 VIII 2011) i śmierci M. Al-Kaddafiego (20 X 2011) wojna domowa formalnie się zakończyła (23 X 2011), choć sytuacja w dalszym ciągu nie była stabilna.
Wiem że praca korespondenta wojennego jest wymagająca i doceniam to, jednak informacje przedstawione w tej dość krótkiej książce (136 stron) tak naprawdę dałoby radę streścić w dobrym artykule. Nie dowiedziałam się chyba nic nowego. Przeczytałam sporo dobrych reportaży, gdzie najważniejszy jest człowiek, cywil, rewolucjonista, matka czy ojciec. Tego mu tu zabrakło, rozmów z tubylcami, ich zwyczajnych spojrzeń na wydarzenia które toczyły się tu i teraz.
Plus to kalendarium wydarzeń z 8 miesięcy 2011 roku przedstawione na samym końcu książki, które streściłam powyżej.