Na wstępie bardzo dziękuję Wydawnictwu Novae Res, za możliwość zapoznania się z debiutancką książką Weroniki Karczewskiej – Kosmatki, na której skupia się dzisiejszy wpis.
Zacznę od tego, że mimo zachęcającego opisu i ładnej prostej okładki, nie do końca polubiłam się z tą książką. Po cichu chyba liczyłam na coś innego i niestety się przeliczyłam. Cała historia skupia się na postaci Basi. Dziewczyny, która ma w życiu olbrzymiego pecha, a jedno nieszczęście goni kolejne. Pewnego dnia, wydaje się jednak, że los się do niej uśmiecha, gdy otrzymuje propozycję zmiany pracy i objęcie stanowiska menadżerki hotelu. Basia decyduje się złapać życie za rogi, skorzystać z tej oferty, uwolnić od nadopiekuńczej matki i spróbować czegoś nowego, co mogłoby odmienić jej dotychczasową codzienność.
O ile to wszystko czego możemy się dowiedzieć z opisu okładki brzmi zachęcająco i pozwala wierzyć, że w tej książce zacznie się wiele dziać, tak w praktyce niestety ale ta książka ma w sobie zdecydowanie za dużo nużących, mało rozwojowych dla Basi momentów. Ciągłe wmawianie sobie przez bohaterkę, że jej pech się nie kończy był męczący. To, że każdy smutek topiła w alkoholu, z biegiem czasu zaczęło się robić irytujące. Ogólnie rzecz biorąc w moim odczuciu cała ta historia jest dość infantylna i przebrnęłam przez nią chyba tylko i wyłącznie dlatego, że liczyłam na to, że z biegiem czasu się coś zmieni. Niestety romantyzm został zastąpiony erotyką, a erotyka nudą. Wątków w „Pechowej dziewczynie” jest niewiele. Żaden z nich nie został rozwinięty na tyle, by faktycznie mógł mnie zainteresować i sprawić, że nie chciałabym się oderwać od lektury.
Jeśli chodzi o bohaterów tej historii i ich relację… Cóż, nie przemówiło to do mnie. Odnoszę wrażenie, że ich związek miał miejsce tylko dlatego, że jakiś związek musiał być, ale zabrakło mi w tym wszystkim jakiegokolwiek uzasadnienia dla tego, czemu ta dwójka się ze sobą związała. Brakowało również chemii. Chyba, że mówimy o tej złej. Bo toksycznie w pewnym stopniu było i to również nie pozwoliło mi jakkolwiek wczuć się w całość. To samo dotyczy bohaterów, którzy nie mogę powiedzieć, że zostali dobrze wykreowani pod względem charakteru, zachowań i podejmowanych decyzji. Wręcz przeciwnie, podobnie jak sama fabuła, postacie również dość szybko stały się bardzo przewidywalne.
Sporym minusem w przypadku tej książki, jest również ilość błędów, które przewijają się przez kolejne strony. Jestem zaskoczona tym, jak wiele ich było i, że nikt w Wydawnictwie włącznie z samą autorką nie przyłożył większej uwagi do korekty, bo błąd goniący błąd potrafi sprawić, że książka jeszcze bardziej traci w oczach czytelnika. Narracja również chwilami pozostawiała wiele do życzenia. Szczególnie jeśli chodzi o dialogi, bo bywały fragmenty, gdzie nie potrafiłam się odnaleźć w tym, czy dany fragment to słowa Maksa czy Basi.
Niemniej, jest to bardzo prosta, lekka książka, która dla mniej wymagających czytelników może być dobrą lekturą i sposobem na udane popołudnie. Ja jednak wolę książki, które wymagają ode mnie większego zaangażowania emocjonalnego w całą książkę. A przede wszystkim potrzebuję książek, w których korekta jest przeprowadzona na odpowiednim poziomie, dzięki czemu kolejne błędy nie kłują mnie po oczach i nie sprawiają, że mam ochotę odłożyć książek na regał.