,, Wpadłam na maskę samochodu. Zakupy wypadły mi z ręki, jabłka potoczyły się po parkingu, butelka soku huknęła o podłogę, zostawiając po sobie mokrą plamę i odłamka szkła, a ja leżałam jak kłoda przed maską".
Przyznam, że pech powinien posiadać jej nazwisko. Byłby idealnym życiowym dopełnieniem, bez którego nie byłoby ciekawie w tej książce:-) Choć to przynajmniej najmniejszy pech, jaki mógł spotkać tytułową bohaterkę. Nie zazdrościłam jej matki i ze względu na jej srogi charakter, niezbyt pałałam do niej sympatią. Nawet w momentach wymagających skruchy, ona jej nie posiadała, czym dobijała Basię. Nawet nie poparła decyzji córki, kiedy ta była poproszona o przejęcie obowiązków cioci. Na szczęście Basia miała więcej rozumu niż jej matka i tym sposobem wyrwała się do Krakowa, gdzie poznała przystojnego mężczyznę.
Czy opuścił ją pech? Czy w końcu udało jej się odgonić zły los, by mogła zacząć być szczęśliwa? Tak wiele pytań, a tak mało odpowiedzi...
Słuchajcie, historia zawarta w książce była naprawdę ciekawa. Troszkę się w niej działo i odczułam, że autorka poprzez nią, chciała nam bardzo dużo przekazać. Skupiała się na wielu szczegółach, które nie zmieniały jej, choć bardziej pogłębiały naszą wiedzę. Widać, że opowieść posiada kilkanaście drobnych wąteczków, które miały ją urozmaicić. Może to dziwne, ale ja bym powiedziała, że pisały ją dwie osoby. Jedna bardzo wrażliwa, która wkładała swoje serce w każdą chwilę i każde słowo. I druga, która ewidentnie m...