"Persona non grata" jest debiutancką powieścią Piotra Liany. Debiut to zadziwiający, ponieważ tak interesującej i dopracowanej historii już dawno nie czytałam, aczkolwiek moją pierwszą reakcją, zaraz po rozpoczęciu lektury, było stwierdzenie, że w tej powieści wszystkiego jest za dużo - za dużo zdarzeń, tajemnic, postaci i rozmów, ale wraz z rozwojem wydarzeń przekonałam się, że opowieść wyśmienicie smakuje, a każdy jej element jest dopieszczony.
Praca Piotra Liany to prawie 700 stron przeprawy z Bożydarem Szczocarzem, który po dramatycznej śmierci rodziców, na zaproszenie nieznanej cioteczki Wichrzysławy - słynnej z wyśmienitej kuchni i lekkiej mowy - przyjeżdża do rodzinnej Kłobuczki koło Dukli na Podkarpaciu. Cóż za wyobraźnia w tworzeniu nazwy miejsc i nazwisk. Prawdziwe łamańce językowe. Bożydar zaryzykował z wyjazdem w nieznane, ale morderstwo jego rodziców i intrygujący list ciotki zmusiły go do działania. Już w drodze do Kłobuczki domyślił się, że jedzie w miejsce specyficzne. W mentalność wsi co nieco wprowadziła go pewna wyzwolona "dama", przedstawiając ją bardzo sugestywnie.
"Wariaty latają na wolności, chłop siekierą skraca żonkę o głowę, umarli wstają z grobów, koty zdychają bez powodów, a jakieś kretynki trzepią dywany piątek, świątek czy niedziela" [str.34]
W Kłobuczce wrze jak w ulu za sprawą prostytutki Maryny Hurmanowej, która - prosto z ambony - posądziła proboszcza o niecne czyny, a dokładniej o dziecioróbstwo. Mieszkańcy, których ulubioną rozrywką są plotki i złośliwości, w tempie błyskawicznym przekazują sobie najnowszą wiadomość. Emocje znacznie wzrastają, gdy dochodzi do zbrodni. Jak w tym wszystkim odnajdzie się Bożydar, który nie tylko ma zamiar rozwiązać zagadkę lokalnego morderstwa, ale też wśród licznych niedomówień będzie próbował odkryć tajemnicę swojego pochodzenia?
Piotr Liana to miłośnik zapomnianych miasteczek i wsi. Jego sympatię do takich miejsc wyraźnie widać w tej historii. Kłobuczka jest wyjątkowa w swej charakterystyce, choć z drugiej strony, można się dopatrzeć typowym elementów dla wsi zabitej dechami, w której "Mało kto posiadał telewizor, jeszcze mniej osób mogło pochwalić się telefonem, a internet... cóż, kłobuczanie nie potrafili nawet wymówić tej nazwy"[str.186]. W takim miejscu nie dziwi zaangażowanie mieszkańców w funkcjonowanie parafii i dbanie o moralny kręgosłup sąsiadów, zwłaszcza tych, którzy za nic mają dekalog, a trzeba mieć na uwadze, że w Kłobuczce ile bezbożników i innowierców tyle też fanatyków religijnych.
Mnie karykaturalny obraz podkarpackiej wsi bardzo się podobał, włącznie z ciekawą kreacją bohaterów, których jest co nie miara. Na dodatek każda z postaci jest unikatowa. Począwszy od Bożydara rudowłosego chudzielca, który w Kłobuczce nie tylko przechodzi odwyk od psychotropów i kofeiny, ale też przefiltrowuje potok słów ciociuni, żeby wyłapać najistotniejsze informacje dotyczącego swego pochodzenia. Wichrzysławy wielkiej, ale żwawej kobiety z sercem na dłoni i z soczystą polędwiczką w piecu. Aż po nawiedzoną Faustynę, pierwszą chętną do stawiania stosów dla heretyków, miejscowego głupka, policjanta z kompleksem Edypa, wyemancypowanej lesbijki i wielu, wielu innych oryginałów. Każdy z tych bohaterów dorzuca swoje trzy grosze do tajemniczej i zawiłej opowieści, obfitującej w liczne wątki, podkarpacką gwarę, czarny humor i ironię. Wielkie brawa dla autora za nietuzinkową powieść, w której poważne zagadnienia ukryto w niekonwencjonalnej i zagadkowej historii, gdzie rządzi dosadność i prowokacyjny, prześmiewczy ton. Jeśli szukacie opowieści z kapitalną intrygą w gawędziarskim stylu, która doskonale pobudza wyobraźnię, to bardzo polecam powieść Piotra Liany.