Pocałunek zdrajcy recenzja

„Pocałunek zdrajcy” Erin Beaty” to przepiękna książka o uczuciach, nie tylko tych „miłosnych” i poświęceniu dla ojczyzny. Pokazuje, że kobieta nie tylko może być piękna, ale także sprytna, inteligentna i przebiegła. Warto też wspomnieć, że w książce pojawiają się różnego rodzaju więzi - jest mowa o relacjach braterskich i tych między ojcem a córką/synem. 

Pierwszym skojarzeniem po przeczytaniu tej książki było takie, że jest to kolejny „Kopciuszek”. Główna bohaterka Sage Fowler wychowuje się u swojego wujostwa po śmieci ojca i uczy swoje młodsze kuzynostwo. Pewnego dnia zostaje przedstawiona swatce, która ma dla niej znaleźć męża. Jednak Darnessa Rodelle odmawia współpracy z tak "dziką" dziewczyną. Jedyne, co może dla niej zrobić, to zatrudnić ją jako swoją asystentkę. Obie panie nawiązują pewną nić porozumienia i Sage zaczyna „rozpracowywać” młodych mężczyzn pod każdym kątem i dopasowywać dla idealnej dziewczyny. Okazją do tego staje się też podróż do stolicy w związku z wielką doroczną uroczystością publicznych zaręczyn, zwaną Concordium. Ochronę zapewnić mają swatce i jej towarzyszkom żołnierze. W trakcie podróży Sage poznaje przystojnego mężczyznę, którego zaczyna uczyć czytać. Oboje się do siebie zbliżają i spędzają razem coraz więcej czasu. 

 Wielkim plusem "Pocałunku zdrajcy" jest ciekawa fabuła oraz to, jak płynnie i szybko się go czyta - rozdziały są krótkie, a akcja wartka. Przyznam się szczerze, ze jak sięgałam po tą książkę byłam raczej przez pierwsze rozdziały sceptycznie nastawiona, ale im dłużej czytałam tym więcej się chciałam dowiedzieć i nie mogłam się rozstać z książką. Przeczytanie całości zajęło mi zaledwie 3 dni, a to mało jak na mnie i już sięgnęłam po drugi tom „Pocałunek szpiega”. Jestem bardzo ciekawa czy jest równie dobry jak pierwszy.