Czasami nasze życie jest po prostu piękne. Doceniamy każdą najmniejszą chwilę, mamy kochającą rodzinę, marzenia i przyszłość przed sobą. Ale jednego dnia wszystko może się zmienić. Nasze życie obraca się wtedy o sto osiemdziesiąt stopni i nie ma już żadnego odwrotu. Musimy sobie poradzić z nowymi problemami, które zniszczyły nasze idealne istnienie. Jest to trudne. Pojawia się pytanie, jak to zrobić, jeśli już prawie nic nam nie pozostało. Ale przecież nie można się zatrzymywać, nie można sobie na to pozwolić.
"Po prostu żyj" – te słowa dźwięczą w umyśle Lou, odkąd tylko przeczytała list zaadresowany do niej od Willa. Brzmi to tak prosto, niezobowiązująco, ale tak naprawdę to największe wyzwanie jakie kiedykolwiek dostała w życiu. Jak można żyć po tym wszystkim, co się działo? Po tym czego była świadkiem i brała w tym udział? Jej istnienie nie ma dla niej już sensu bez ukochanego. Pracuje ciężko, zmienia miejsca pobytu, zwiedza, rozwija się, ale są to tylko nic nieznaczące punkty na wyimaginowanej liście. Lou już nie potrafi dać sobie drugiej szansy. Czy jest w stanie zrobić to ktoś inny?
Pierwszy raz o tym cyklu usłyszałam, gdy wchodziła do kin ekranizacja pierwszego tomu. Obejrzałam film i podobał mi się, choć mnie prawie w ogóle nie zaskoczył. Ale mimo to przeczytałam pierwowzór i wtedy byłam już zachwycona. "Zanim się pojawiłeś" okazało się wyjątkową książką, która bardzo mnie poruszyła i dała wiele do myślenia. Niektórych kwestii nie rozwiązałam do dzisiaj. Dlatego miałam bardzo duże oczekiwania co do następnej powieści. Zdawałam sobie sprawę, że to będzie coś innego, innego rodzaju historia, ale mimo to zawiodłam się na niej.
Moyes ma bardzo charakterystyczny styl, który początkowo drażnił mnie, jednakże z czasem zaczęłam go doceniać i obecnie uwielbiam jej język. Jest on niezwykle lekki i przy tym przyjemny. Dzięki temu łatwo wczuć się w historię i nie zwracać uwagi na niepotrzebne ozdobniki czy kunsztowne słowa niepasujące do całej opowieści. W dodatku pojawia się w nim wiele komizmu, który nieraz i nie dwa wywołał uśmiech na mojej twarzy i pozwolił oderwać się od monotonni dnia codziennego.
Gdy zaczęłam czytać "Kiedy odszedłeś", zrozumiałam, że będzie to przewidywalna książką i tak naprawdę nie powinnam się spodziewać po niej nie wiadomo czego. Ale było już za późno – moje oczekiwania były wielkie. I nagle pojawił się moment! Wtedy wszystko się zmieniło. Autorce udało się mnie zaskoczyć, więc z zapartym tchem czytałam dalej. Niestety to były tylko pozory nieprzewidywalności, gdyż później byłam w stanie przewidzieć większość wydarzeń. Cała opowieść jest trochę przesłodzona. Z jednej strony to bardzo urocze, ale chyba nie o to chodzi w historii Lou, żeby była tak samo urocza jak sama bohaterka. Przez to miałam wrażenie, że jest o niczym. Opowiada po prostu zwykłe dni, które nie mają większego znaczenia. Powinnam dzięki temu lepiej zrozumieć tę kobietę, ale w tym przypadku wcale tak nie było.
Jak już wcześniej wspomniałam, "Zanim się pojawiłeś" bardziej przypadło mi do gustu. Było bardzo emocjonalne, pełne zawirowań i nietypowych problemów, które mimo wszystko mogą nas spotkać. Musiałam poświęcić jej dużo czasu i zaangażować się emocjonalnie, tymczasem z drugiego tomu mało co wyniosłam.
Samą Lou kiedyś uwielbiałam. Uważałam ją za wybitnie wykreowaną postać, która ma w sobie wiele pasji, empatii i nadziei, ale zarazem brakuje jej wiary w samą siebie. Muszę się wam nawet przyznać, że czasami utożsamiałam się z nią. Rozumiałam jej postępowanie i obawy. Często się zdarzało, że podziwiałam ją za wytrwałość i oddanie. Jednak w tej części w ogóle nie mogłam jej zrozumieć. Zdaję sobie sprawę, że przeżyła wiele i trudno jej sobie z tym poradzić, ale prawie zawsze zaprzeczała samej sobie, co wyjątkowo mnie irytowało. Za to moją uwagę przykuła Lily, która okazała się buntowniczką z krwi i kości. Polubiłam ją za to, że nie bała się mówić, co czuje, jeśli nawet czasami ukrywała prawdziwe przyczyny. Krzyczała, śmiała się i obrażała – nie udawała.
Tematyka ukazuje, jak trudno poradzić sobie ze śmiercią kochanej przez nas osoby. Widzimy zmagania Lou, ale również rodziców Willa czy ludzi, którzy nawet go nie znali, ale jego śmierć wywarła na nich olbrzymie wrażenie i to nie w pozytywnym rozumieniu. Moyes nie ograniczyła się do jednego spojrzenia, ale dała pełną gamę negatywnych emocji, które nie pozwalały funkcjonować normalnie bohaterom.
Jestem zdania, że Jojo Moyes pisze wzruszające powieści i mimo nie do końca pozytywnej opinii o "Kiedy odszedłeś" dobre. Opieram to zdanie wyłącznie na cyklu "Zanim się pojawiłeś", ale mam zamiar przeczytać pozostałe jej książki. Jeśli lubicie ckliwe, ale zarazem bardzo poważne historie, to jest seria dla was.