Przerażona piętrzącym się stosem zaczętych a niedokończonych książek obiecałam sobie, że dopóki nie uszczuplę swych zapasów nie sięgnę po żadną następną pozycję. Trzymałam się dzielnie do momentu, w którym w me ręce trafiły „Pojechane podróże”. „Tylko ją przekartkuję, zdjęcia pooglądam, oko nacieszę...” próbując zagłuszyć wyrzuty sumienia zdjęłam książkę z półki. Otworzyłam, przekartkowałam i... przepadłam.
„Pojechane podróże” to zbiór siedemnastu relacji z najdalszych zakątków świata. Ich autorzy –podróżnicy, globtroterzy, poszukiwacze przygód przelewając na papier wspomnienia niezapomnianych wypraw uczynili czytelnika swym towarzyszem i obserwatorem. Wszystkie historie choć różne pod względem przygotowań, wyboru środka transportu, osiągnięć mają wspólny cel – spełnianie podróżniczej pasji, poznawanie innych kultur i odkrywanie niezwykłości świata.
Pojechane i... przejechane podróże. I to dosłownie. Podróżnicy prześcigali się w wyborze środka transportu, który wiózł ich do celu. Dwupłatowcem „Antkiem” do Konga? Motorami przez Azję? Ba! Ursusem 6014 w Andy? Ależ proszę bardzo! W spełnianiu marzeń każdy chwyt dozwolony. Można jak Arkadiusz Ziemba przemierzyć na rowerze Madagaskar ale ten nieodkryty, nietknięty ludzką stopą – z rozrzuconymi w buszu wioskami, których próżno szukać na mapach. Tu „białas” zostanie ugoszczony z honorem; wykąpie się ciętym z podkładu kolejowego mydłem, kupi specjalnie dlań umytą i odkurzoną z pajęczym butelkę piwa, posłucha gry na domowej roboty gitara-gasy. Można również jak Katarzyna Gembalik i Mikołaj Książek kupić w Pakistanie „drobną pamiątkę” – rocketa cudo nie ciężarówkę, zwiedzić nią Wschód (bez ręcznego i sprawnych hamulców) i przywieźć z sobą do Polski.
Ciekawi świata sprawdzając fizyczne możliwości osiągają wytyczone cele. Pod dużym wrażeniem zostawiła mnie relacja Tomka Grzywaczewskiego z jego wyprawy (wprawdzie nie tylko piesza bo także konna, rowerowa i kajakowa wyprawa będąca hołdem pamięci) śladami siedmniu straceńców, którzy zimą 1941 roku uciekli z sowieckiego łagru pod Jakuckiem by przez Syberię, Mongolię, Pustynię Gobi, Tybet i Himalaje po miesiącach morderczej wędrówki dostać się do Kalkuty. (Na podstawie tej historii powstał film „Niepokonani” z Colinem Farrellem w roli głównej, który w ubiegłym roku gościł na ekranach kin).
Nie byłabym w stanie wyłonić najlepszego z opowiadań. Każda z relacji jest inna i na swój sposób wyjątkowa. Spośród siedemnastu tylko dwie czytałam z mniejszym zaangażowaniem, nie przez samą podróż i osiągnięcia bo tego nie da się ocenić i zmierzyć żadną skalą, tyle przez nieco bardziej toporny styl pisania. Cała reszta? Rewelacja? W większości pisane lekkim piórem, z dużą dozą humoru, pełne ciekawostek opowiadania wśród odkryć czytelniczych AD 2012 w moim skromnym rankingu uplasowały się na pierwszym miejscu.
Z podziwem śledziłam przebieg każdej z wypraw i gdy po zaledwie kilkunastu stronach podróżnik przerywał swą opowieść nie da się ukryć - czułam niedosyt. Na szczęście większość podróżników posiada własne blogi i strony internetowe, dzięki którym szczegółowo i bardziej wnikliwie poznałam interesujące mnie wyprawy.
Kiedy otworzyłam książkę odurzył mnie silny, przenikający nozdrza zapach zdjęć. Nie pamiętam ile już razy kartkowałam tę książkę. Te fotografie pachną marokańskim słońcem, rosyjskim wiatrem. Pachną przygodą.