Są takie miejsca o których mówi się tylko szeptem. Opuszczone domy, hale produkcyjne czy nawet osiedla. Niby ktoś coś o nich wie, a jednak nie pała entuzjazmem by podzielić się swoją wiedzą z kolejnym natrętem szukającym sensacji. Ktoś coś widział, była wzmianka w prasie, ale tylko nie liczni liznęli jej tajemnicy. Poniekąd podobnie było z tą pozycją. Pojawiła się szybko w swoim pierwszym wydaniu i równie szybko zniknęła. Ci co mieli szczęście, skosztowali jej wartości, reszta (w tym ja) została tylko z okładką pojawiającą się w wyszukiwarce. Minęło kilka lat od tamtego czasu i wreszcie temat powrócił. W międzyczasie poznałem „Paranormalne” Michała Stonawskiego i to utwierdziło mnie, że „Mapa cieni” będzie pozycją, która musi wylądować w moich domowych zasobach. Tak też się stało. Świetnie prezentująca się mini cegła w twardej okładce, wewnątrz ilustracje opisanych miejsc, parę luźnych zdjęć (stosowałem je jako zakładki) i numeracja kolejności wypuszczonego nakładu (w moim przypadku to 28).
Przejdźmy jednak do treści.
Kraków i okolice, bo ten obszar jest właśnie tematem „badań”, otwiera się przed czytelnikiem niczym magiczny świat przed nieświadomymi go Mugolami. Mijane na co dzień budynki, obdarte z bólu i rozpaczy, które skrywają wciąż okrutne zbrodnie albo tragiczne losy ich dawnych mieszkańców. Na próżno tu jednak doszukiwać się wyjaśnień, czy konkretnych odpowiedzi. Autor zostawia wiele niedopowiedzeń i podaje jedynie opisy, fakty do których udało mu się dotrzeć. A i tych jest całkiem sporo, bo stos przekopanych dat wydaje się być pokaźnym zbiorem. Nie znajdziemy tu jednak namacalnych dowodów, nic nie będzie czarno białe, czy zero jedynkowe. Zatem po co to wszystko? Właśnie. Chyba w tym tkwi tajemnica tych miejsc. Po części czułem się tak, jakbym znowu miał kilka lat, gdy rodzice opowiadali mi o „czarnej wołdze”, albo też w przypadku kiedy jeszcze słyszę na ulicy „Pan cię zaraz zabierze”. Tak, to strach, strach przed nieznanym, który już w samym doborze słów brzmi groźnie.
Ale to nie koniec, to tylko pierwsza strona medalu.
Prawie każde miejsce zostało poparte opowiadaniem zaproszonych do tego pomysłu autorów jak i również samych prowadzących ten projekt (sami to wyjaśnią). Nazwiska po części dobrze mi znane więc miło mi było się znowu spotkać. I to właśnie druga strona tego medalu. Bo jeśli dotąd czułem niedosyt z pracy badawczej, to w tym momencie otrzymałem, powiedzmy sobie szczerze, fikcyjną wersję wydarzeń tajemniczego miejsca, która rozpalała wszystkie dostępne zmysły. Nie byłem przygotowany na taki scenariusz mając ciągle w pamięci „Paranormalne” i jej narrację. Tutaj, O Matko! Wszystko płynie, zgrywa się, dodaje oddechu i pobudza wyobraźnię. Dotychczasowe „gdybanie”, zyskało głębi i przeniosło mnie do bardziej namacalnych wydarzeń.
„Mapa cieni” to książka, projekt, na który warto było czekać. To pozycja, która idealnie łączy fikcję z dostępnymi faktami. Pisałem już u lustrze? Tak. To mógłby być przewodnik po drugiej stronie Krakowa i jego okolicach, tej ciemniejszej, tej bardziej tajemniczej i niewyjaśnionej. Tej, przy której nie robi się na co dzień selfie i na pozór jest mało atrakcyjna. Mimo to skrywająca wiele tajemnic, ale o tym będą wiedzieć przecież tylko nieliczni.