Thais wiodła spokojne życie razem ze swoim ojcem w stanie Connecticut. Pewnego dnia jednak, jej świat wywrócił się do góry nogami – jej tata zmarł, potrącony przez samochód, a jej opiekunką dziwnym trafem została osobliwa kobieta, którą dziewczyna po raz pierwszy widziała na oczy, a która zarzekała, że jest dobrą przyjaciółką jej ojca. Co więcej, musiała się przenieść wraz z nieznajomą do Nowego Orleanu i tam zacząć ostatnią klasę liceum. Wystarczy, by człowiek miał dość. Ale żeby tego było mało, Thais odkrywa, że tak naprawdę nie straciła całej rodziny w wypadku...
Clio, odkąd sięga pamięcią, zawsze była wychowywana przez babcię. Od dziecka były jej wpajane podstawy magii – zaklęcia, rytuały, czary, energia – nie jest to dla niej niczym niezwykłym. Akurat przygotowuje się do inicjacji – rodzaj egzaminu, potwierdzającego jej wiedzę w zakresie magii, spotyka najcudowniejszego chłopaka pod słońcem, który odwzajemnia jej uczucia, dalej jest uważana za piękną, popularną i przebojową. Jej życie nie mogło się ułożyć lepiej. Ale wtedy przez przypadek dowiaduje się, że została oszukana i odkrywa tajemnice, o których istnienia nie miała pojęcia, a które narobią sporo zamieszania w jej dotychczas idealnym życiu.
Okazuje się, że przyczyny wydarzeń, których doświadczają bliźniaczki, mają swoje źródło w dalekiej przeszłości i jest to grubsza sprawa, w którą zamieszana jest pewna grupa czarowników. Teraz, kiedy trafili oni na ślad dziewczyn, mają wobec nich swoje plany, które niekoniecznie mają naprawić błędy przeszłości.
Czarownicy w tej historii praktykują Bonne Magie, wywodzącą się z najwcześniejszych form wicca. Ich moc ma swoje źródło w naturze, a wszystko nie ogranicza się jedynie do rzucania zaklęć i czarów, ale wiąże się z wyznawaniem także religii, obyczajowości i zasad wiążących czarowników. Całość wywodzi się z Francji, więc wiele nazw pochodzi z języka starofrancuskiego. Autorka naprawdę nieźle sobie to wszystko wymyśliła, cała ta ich magia i religia wypadają naprawdę przekonująco i bardzo przypadły mi do gustu - duże ilości rytuałów, kręgów, zaklęć i czarów.
Poza dobrze przemyślaną i skonstruowaną magiczną rzeczywistością, kolejnym atutem tej historii są barwne postacie. Jak zwykle, każdy wypada oryginalnie, nie wtapia się w tło, a jednocześnie wszyscy wydają się tacy realistyczni.
Trochę się czuje, że to jest wcześniejsza powieść tej autorki, bo język i styl, i ogólnie warsztat, są nieco surowsze niż w "Ukochanym nieśmiertelnym", ale wcale nie gorsze, bo mimo wszystko, czuje się też, że to styl Cate Tiernan. W tym wypadku mamy narrację podzieloną między bliźniaczki (i to w pierwszej osobie), a także po trochu między pozostałych bohaterów, co może wydawać się trochę chaotyczne. Przez to wszystko z początku lektura szła mi trochę opornie, ale z czasem wciągnęłam się na całego, chociaż większość wydarzeń nie jest jakimś super zaskoczeniem i da się je przewidzieć, ale przymykam na to oko.
Podsumowując, chociaż "Płonący stos" nie był tak pozytywnym zaskoczeniem jak "Ukochany nieśmiertelny", to bardzo mi się spodobał i ogólnie przypadła mi do gustu twórczość pani Tiernan. Myślę, że książka powinna się spodobać każdemu, kto lubi historie o czarownicach i problemach dorastania, ale książka porusza też wiele innych ciekawych kwestii, których nie mogę tu niestety przytoczyć, bo za dużo by to zdradziło.
Ja z pewnością sięgnę po następną część!