Virginia C. Andrews to nieżyjąca już od wielu lat autorka bestsellerowej serii o rodzinie Dollangangerów, która niedawno została w Polsce wznowiona przez wydawnictwo Świat Książki. Kwiaty na poddaszu czyli pierwsza część serii zachwyciła mnie i długo nie mogłam przestać o niej myśleć. Z ogromnym zapałem sięgnęłam po kontynuację z nadzieją na identyczne wrażenia.
Spotykamy rodzeństwo tuz po ucieczce z okropnego Foxworth Hall, w którym przeżyło najgorsze chwile w swoim życiu. Jadą autobusem do lepszego świata. Niestety jednak los krzyżuje im plany, ponieważ Carrie bardzo źle się czuje i dzięki pomocy pewnej Murzynki trafiają pod dach doktora Paula Sheffielda, który poznaje historię dzieci i postanawia zaopiekować się nimi. Spełniają się dziecięce marzenia Cathy i Chrisa - dziewczyna zaczyna uczyć się w szkole baletowej aby zostać w przyszłości primabaleriną, a chłopak rozpoczyna naukę medycyny. Ale jak to bywa nie zawsze jest tak wspaniale jakbyśmy chcieli. Mroczna przeszłość wciąż rzuca cień na życie rodzeństwa uporczywie przypominając o sobie i niepokojąc.
"Jak to się stało, że ten obcy człowiek darował nam serce i miłość, gdy najbliżsi chcieli nas unicestwić?"
Nie da się powiedzieć, że życie Cathy jest spokojne i bez zawirowań. Podobnie jak w poprzedniej części to ona jest narratorką powieści i to właśnie o niej dowiadujemy się najwięcej. Jest niezwykle utalentowaną tancerką i poświęca całe swoje życie baletowi. Jako że uwielbiam Chrisa to nie podobało mi się, iż tak mało o nim wiemy. Przez całą książkę przedstawiany jest jako biedny i nieszczęśliwie zakochany chłopak, a potem młody mężczyzna, który podobnie jak jego siostra ma ogromny talent oraz powołanie do bycia lekarzem. Jak dla mnie pojawiał się zdecydowanie za rzadko, choć wytłumaczeniem dla autorki może być fakt, iż przez wiele lat nie mieszkał razem z Cathy, a przecież na świat powieści patrzymy właśnie jej oczami. Jak dla mnie autorka po prostu za mało uwagi skupiła na reszcie rodzeństwa, a za dużo na Catherine.
Śmiało mogę stwierdzić, że lata udręki wciąż odbijają się na życiu bohaterów. Przeszłość i traumatyczne wydarzenia wciąż siedzą w ich głowach, zwłaszcza Carrie, która jest z nich najmłodsza i najkrócej mogła cieszyć się pełną i szczęśliwą rodziną.
Cathy staje się przepiękną kobietą, która zdobywa serca wielu mężczyzn. Jej zachowanie w stosunku do nich niejednokrotnie mnie irytowało. Nie przypadło mi do gustu, że nie tylko zaczyna wyglądać tak jak jej matka, ale też zachowuje się tak jak ona. Niektóre momenty kojarzyły mi się z brazylijskimi serialami. Chrisa wciąż trzymała na sznurku raz mówiąc mu, że powinien znaleźć sobie normalną kobietę, zakochać się i żyć pełnią życia, a raz wysyłając mu całkowicie sprzeczne sygnały. Juliana nie polubiłam od początku i szczerze mówiąc zaskoczyły mnie losy jego i Cathy, bo myślałam, że pozostaną najwyżej przyjaciółmi.
Muszę przyznać, że Virginia C. Andrews miała rewelacyjny styl pisania. Książkę czyta się bardzo szybko i lekko, wciągnęła mnie jak wir w oceanie. Akcja pędzi jak rakieta. Nie mogłam przestać jej czytać i bardzo szybko poznałam jej zakończenie. Płatki na wietrze podobały mi się mniej niż poprzednia część, ale zaliczam tę serię do ulubionych i podziwiam wyobraźnię autorki, bo historia którą wykreowała jest niesamowita.