„W IMIĘ WIECZNEJ PRZYJAŹNI” Nele Nauhaus
Oto ja, oto i dziesiąty tom bestsellerowej serii o dwójce komisarzy, i oto moje rozterki przed czytaniem, które tłoczyły się u progu okładki i dywagacje – czy warto? Czy nie lepiej sięgnąć wstecz, do początku, by zorientować się w bohaterach, ich rolach oraz wzajemnych relacjach? Bo tak od dziesiątego tomu?
Lecz moja ciekawość otworzyła drzwi owym skłębionym wątpliwościom, ale tylko dlatego, by ci natrętni goście runęli, kładąc się u mych stóp. I zaczęłam czytać.
I muszę się przyznać, że o wszystkich rozterkach zapomniałam już na samym początku. Fabuła porwała mnie totalnie, oderwała od rzeczywistości i zaserwowała wspaniałą lekturę.
Oto frankfurckie wydawnictwo książkowe Winterscheid, niespełniony pisarz i frustrat w jednej osobie oraz plagiat, który nagle wypływa na powierzchnię morza literackiej prawdy. A wszystkiemu winna jest dotychczasowa redaktorka wydawnictwa. Zwolniona kobieta niczym nie ryzykuje, a złość odsuwa w cień racjonalność jej zachowania i mówienia.
Ona, Heike Wersch, straciła pracę po trzydziestu latach bycia uczciwą i solidną pracownicą.
On, Severin Velten, to wypalony do niedawna pisarz, oszust, obecnie będący znów na haju weny z pogranicza manii i autodestrukcji.
Tych dwoje stanowi niemalże główną osnowę powieści Nele Neuhaus. Odnosisz wrażenie, że ta dwójka stała się inspiracją dla autorki. Ta dwójka niemalże wybija się na główną scenę fabuły, a policja i cała reszta, to tylko tło. Heike i Severin wykreowali otoczkę dla treści „W imię wiecznej przyjaźni”, w której po raz dziesiąty pojawia się Pia Sander i Oliver Von Bodenstein. Lecz tu, jak się przekonasz w miarę poznawania fabuły, wszystko jest idealnie wkomponowane, zgrane i potrzebne. Cała historia stanowi coś na miarę kostki Rubika, którą układasz i nad którą się głowisz.
Jako czytelnik nie potrafisz scalić się z jednym bohaterem. W pewnym momencie zaczynasz kibicować wszystkim, i śledczym i zaginionej Heike Wersch i reszcie, nawet paskudnym kreaturom o ludzkiej postaci.
Wchodzisz cały w treść, a wszystko to zasługa świetnemu prowadzeniu tekstu. Nele Neuhaus nakreśliła niebanalną historię zagadkowego zniknięcia kobiety, byłej pracownicy wydawnictwa. Policja rusza na poszukiwania, ale szukasz i ty. Nie inaczej. Zbierasz fakty, dowody, próbujesz być o krok szybszy, bardziej spostrzegawczy, próbujesz analitycznie sklejać dane, by jak najszybciej otrzymać obraz prawdy. Lecz nic z tego. Próżny twój trud i wysiłek.
„W imię wiecznej przyjaźni” zaskakuje.
Powieść trzyma w napięciu z rozdziału na rozdział potęgując ciekawość. Nic nie da się przewidzieć. I choć wydaje ci się, że oczywiste fakty mówią same za siebie, to ja ci powiem już teraz – nic nie mówią ani dowody, ani świadkowie, ani tym bardziej podejrzani. W głównej mierze liczy się obserwacja i percepcja – twój umysł i bystrość.
Autorka perfekcyjnie wręcz wodzi za nos, bawi się tobą, a robi to tak skutecznie, że brniesz za nią w ślepo. Dlatego też gubisz drogę o czy nie wiesz. Tracisz racjonalność oceny, leziesz – dosłownie – w ciemność i pułapkę. Na końcu jednak, gdy prawda ujrzy światło dzienne, a ty skończysz czytać, szeptem powiesz sobie „Acha, no tak”. I właśnie stanowi walor „W imię wiecznej przyjaźni”.
To świetnie napisana i rewelacyjnie przetłumaczona książka. Inteligentna i całościowo przemyślana historia, która samoczynnie wciąga. Wystarczy dodać dobre pióro Nale Neuhaus i mamy ucztę literacką.
Nele Neuhaus to autorka, którą musisz zapamiętać. Niebywała osoba, która pisze wysokiej klasy powieści z kryminalnym pazurem. Takie książki magnetyzują i zaspokajają głód czytelniczy, a przy tym podnoszą próg smaku. Po przeczytaniu nabierasz apetytu na następne – podobne jakością lub lepsze. Po słabsze już nie sięgniesz. Nele Neuhaus zmienia gust czytelniczy. Od teraz stajesz się koneserem.
#agaKUSIczyta