Pif-paf, krew i strach - w ten sposób o swoich powieściach przygodowych mówił Leo Kessler, a właściwie Charles Whiting, bo takie jest prawdziwe nazwisko autora książki „Operacja Leopard. Gorzkie zwycięstwo”. Kryjąc się pod kilkoma pseudonimami, ten brytyjski pisarz, historyk i germanista napisał ponad 350 powieści. Znakomita większość z nich to beletrystyka dotycząca II wojny światowej. Autor potrafi perfekcyjnie powiązać fikcję literacką z wydarzeniami historycznym doprawiając to sporą porcją wiedzy wojskowej. Nieco egzotycznego smaku nadaje również fakt, że najpopularniejsze z nich są pisane z punktu widzenia żołnierzy niemieckich. Tak też jest w tej powieści, pierwszej z cyklu Edelweiss - Strzelcy Alpejscy, opowiadającym dzieje specjalnej jednostki szturmowej SS.
Akcja dotyczy fragmentu kampanii o Dodekanez, dokładnie Unternehmen Leopard czyli bitwy o wyspę Leros. W 1943 roku siły alianckie wykorzystując kapitulację Włoch, zajęły wyspy Dodekanezu na morzu Egejskim w celu wykorzystania ich jako bazy wypadowej armady i lotnictwa JKM do atakowania nazistów na Bałkanach. Führer nie mógł dopuścić, aby Turcja, a potem Grecja znalazła się w rekach aliantów. Jednak utrudniony dostęp od strony morza i trudne, górskie tereny praktycznie uniemożliwiały klasyczny desant. Ale od czego jest oddział SS do zadań nadzwyczajnych; Strzelcy Alpejscy - Edelweiss?
Tu poznajemy główne postacie tej historii. Oficerów i podoficerów specjalnej jednostki SS: pragmatycznego i trzeźwo myślącego pułkownika, zaślepionego ideologicznie faszyzmem majora, doświadczonego i kompetentnego do bólu sierżanta oraz rubasznego i nieokrzesanego kaprala. Tylko psa zabrakło. Jakby żywcem wzięci z radzieckiej „prawdy czasu - prawdy ekranu”. Nie bardzo jestem w stanie uwierzyć w pułkownika, dowódcę elitarnej jednostki SS - cichego antyfaszystę i pacyfistę. Pewnie po wojnie zamieszkałby w NRD. Również niektóre decyzje czy zachowania głównych bohaterów są przewidywalne jak scenariusz brazylijskiej opery mydlanej. Nie przeszkadza to jednak wartko toczyć się akcji, która przypomina komiks bez obrazków i nie pozwala się od niej oderwać nawet na chwilę. Realistyczne sceny batalistyczne, dialogi prowadzone w „prostych, żołnierskich słowach”, minimalna dawka patosu i heroicznego zadęcia powodują, że czytelnik zostaje bez reszty wciągnięty w wir wydarzeń i zapomina, że przecież trzyma kciuki za żołnierzy Waffen-SS! Bardzo wyczuwalne jest również doświadczenie wojenne autora. Od pierwszych stron wiemy, że nie napisał tego człowiek, który wiedzę o wojnie posiadł tylko z innych książek lub relacji z trzeciej ręki. Przekonującym atutem na korzyść książki jest krótko i rzetelnie nakreślone tło historyczne tego mniej znanego epizodu II wojny światowej oraz doskonałe powiązanie losów postaci historycznych i fikcyjnych. Koniec nie zaskakuje, ale to w końcu powieść historyczna.
Książka warta przeczytania. Na pewno doskonale wypełni czas w przedziale pociągu lub w kolejce do stomatologa. Do głębszych refleksji też nie zmusi. Po prostu: Pif-paf, krew i strach.