W Zielonej Górze dochodzi do szczególnie brutalnej zbrodni. Zwłoki dwóch mężczyzn wskazują, że zostali oni poddani okrutnym torturom, a po wszystkim ich martwymi ciałami morderca postanowił przyozdobić rzeźby. Po sprawdzeniu kamer okazuje się, że sprawcą jest zaginiony kilka dni wcześniej szanowany lekarz — Filip Trochan. To przez jego twarz do Zielonej Górze przyjeżdża Igor Brudny, policjant z Warszawy. Obiecał sobie, że już nigdy nie wróci w rodzinne strony, ale nie często spotyka się kogoś, kto wygląda dokładnie jak my! W toku postępowania okazuje się, że o przeszłości nie da się zapomnieć, nie ważne jak mocno tego pragniemy.
Chyba pierwszy raz tak źle streszczało mi się początek książki. Chciałam jak zawsze przybliżyć Wam fabułę, ale na samą myśl o „Piętnie" w mojej głowie powstawał spory bałagan. Całe szczęście Przemysław Piotrowski zadbał, by znajdował się on jedynie w głowach czytelników, nie zaś w stworzonej przez siebie pracy. Jego sposób pisania jest tak zgrabny, że nie można go nie polubić. Nie zapomina o opisach emocji, potrafi budować napięcie, a kreacja bohaterów jest na wysokim poziomie. Jak więc to możliwe, że pomimo mijających dni nie wiem, czy to dobra książka? Na pewno wciąga i na pewno można ją lubić, ale czy warta jest robionego wokół niej szumu?
Może jednak po kolei.
Igor Brudny nie należy do ludzi sympatycznych. Najlepiej dogaduje się ze swoją przyjaciółką z pracy, a od reszty się dystansuje. Nawet jego dziewczyna nie może oczakiwać cieplejszego traktowania. Mężczyzna nie potrafi współpracować z ludźmi i im ufać, co zdecydowanie utrudnia zielonogórskie śledztwo. Kilkakrotnie miałam ochotę nim potrząsnąć, by mu uświadomić, że sekrety zaprowadzą go donikąd, ale gdy nareszcie opowiedział o swoim dzieciństwie w domu dziecka prowadzonym przez siostry zakonne, na które zdecydowanie chrześcijańskie niebo nie czeka... Nie mogłam już dłużej się dziwić. Od początku wiedziałam, że autor rzuci w nas czymś ciężkim, więc byłam na to gotowa i jak do samego pomysłu na bohatera nie mogę się przyczepić, to do rozwlekania akcji już tak. Wspomnienia z dzieciństwa Igora są istotne dla sprawy, ale bohater ani myśli zdradzić ich inspektorowi Czarneckiemu, a autor z kolei nie chce nic zdradzić nam. Po prostu urywał interesujące sceny, które mogły przynieść pierwsze odpowiedzi, przez co irytacja we mnie narastała. Nikt nie chce zbyt szybkiego odkrycia kart, ale podczas czytania czułam, że trwa to już zbyt długo. Że granica dobrego smaku została przekroczona. To chyba największy minus książki. Oprócz tego wyłapałam kilka zgrzytów, ale nie były one istotne i nawet nie zapadły mi w pamięć.
Igor Brudny jest bohaterem wyrazistym, ale nie przytłacza pozostałych, co zdarza się nieczęsto. Są oni bowiem równie barwni. Mamy inspektora o silnym charakterze, ale spokojnej duszy. Mamy kobietę, która jest świetnym kumplem i która relacje z mężczyznami traktuje tylko jako zabawę. Mamy inteligentną profilerkę, na którą w Gdańsku czeka jej wieloletnia partnerka. Jest też doktor z dobrego domu, ksiądz gej, kochająca dziewczyna czy mnóstwo innych bohaterów, do których łatwo jest się przywiązać.
Akcja wciąga. Elementy śledztwa zdają się nie do końca do siebie pasować i podczas czytania w mojej głowie pojawiła się myśl kierowana do autora: „no dawaj, ciekawa jestem jak z tego wybrniesz". Spodziewałam się, że mu się to nie uda, ale najwyraźniej od początku miał wszystko szczegółowo zaplanowane.
W dodatku Przemysław Piotrowski zdecydowanie nie jest pisarzem, który boi się kontrowersyjnych tematów. Już chociażby sam temat pedofili bywa mocny, ale pedofila w kościele? Od kilku lat w kraju możemy obserwować starcia strony KSIĘŻA TO PEDOFILE z KSIĘŻA TO SŁUDZY BOGA, a tutaj wszystko jest zrównoważone, czyli tak jak jest naprawdę. Mamy mężczyzn, którzy w obrzydliwy sposób krzywdzili dzieci oraz chociażby proboszcza, który poświęca się dla parafian i który kocha ludzi w piękny sposób, choć ci w młodości wyrządzili mu krzywdy. Plus oczywiście sami bohaterowie homoseksualni bywają dla niektórych kontrowersją (po napisaniu tego zdania prychnęłam z pogardą). Do tego dochodzi też znęcanie się nad dziećmi i nie zdziwiłabym się, gdyby coś jeszcze, co z mojej głowy uciekło.
Podsumowując, Przemysław Piotrowski potrafi cudownie kreować światy, ale w moim odczuciu powinien jeszcze popracować nad prowadzeniem akcji, by tempo było bardziej w punkt. Minusik ten bardzo dał mi w kość. Plus może i tematy porusza poważne i istotne, ale jednak odniosłam wrażenie, jakby wszystko przeleciało obok mnie, bez poruszenia mojego serca. Tego się nie spodziewałam. Z całą jednak pewnością przeczytam kolejny tom przygód Igora Brudnego.
A na koniec dodam, że okładka Piotra Cieślińskiego jest absolutnie przepiękna. Jedna z ładniejszych, jakie widziałam. Odkąd pierwszy raz ją zobaczyłam, to wiedziałam, że wcześniej czy później sięgnę po ten tytuł.