O powieści Przemysława Hytrosia słyszałam może raz czy dwa, ale na pewno nie więcej. Zresztą: sama nie mam pojęcia, dlaczego ta pozycja nie była polecana wśród czytelników. Kiedy otrzymałam tę książkę od wydawnictwa, moją uwagę od razu zwróciło samo wydanie oraz opis. Czy Pieśni Zaginionego Kontynentu przypadły mi do gustu i mogę je polecić? O tym opowiem w dzisiejszej recenzji.
Autor prowadzi czytelników poprzez tytułowy Zaginiony Kontynent. Miejsce to owiane jest pewnego rodzaju tajemnicą, jednakże Przemysław Hytroś zabiera nas w niezwykle ciekawą i wciągającą podróż, po tym świecie, a także przybliża nam po kolei pieśni i opowieści właśnie z tego miejsca. Czy dacie się skusić na tę niezwykłą przygodę?
Powiem Wam szczerze, że gdy zaczęłam lekturę tej pozycji, do głowy przyszło mi tylko jedno słowo: wow. Wspomniałam już wyżej o wydaniu tej książki, ale nie zaszkodzi się powtórzyć. Nie tylko okładka zachwyca, ale samo wnętrze. Piękne, szczegółowe i dopracowane ilustracje autorstwa Agnieszki Wajdy zasługują na wyróżnienie i wszelki zachwyt. Gdybym mogła - wzięłabym te ilustracje i powiesiła na ścianie, by patrzeć na nie codziennie. Są przepiękne i chyba nie przestanę się nimi zachwycać.
Przemysław Hytroś na kartach tej pozycji zabrał mnie do Zaginionego Kontynentu, by pokazać mi jego historię oraz przybliżyć opowieści, które sprawiły, iż myślami powróciłam do lat swojego dzieciństwa. Tak, każda z tych pieśni sprawiła, że poczułam się jak w domu. Choć jest ich tutaj aż dwanaście, to czyta się je szybko, przyjemnie i bardzo lekko. Zresztą, pozwólcie, że opowiem Wam teraz o tych, które najbardziej przypadły mi do gustu oraz tych, które niekoniecznie zostaną w mojej pamięci.
Najmocniej zapadła mi w pamięci opowieść Stroicielka wiatru. Opowiada ona o dziewczynce, która potrafiła pełnić władzę nad wiatrem właśnie. Jednak ze względu na to, że nie była ona chłopcem, nikt nie chciał przyuczać jej do tego fachu. Dopiero gdy pokazała, co potrafi, jeden z mistrzów zdecydował się dać jej szansę. Czy słusznie? No, o tym to już musicie sami przeczytać. Ja powiem tylko tyle, że to jedno opowiadanie jest idealnym materiałem na całą powieść. Mówię tutaj całkowicie poważnie - chciałabym przeczytać książkę o tej bohaterce, poznać dokładne powody, dla których zdecydowała się na podjęcie tej pracy oraz przeczytać rozszerzoną wersję tej pieśni.
Miło wspominam również pieśń o wojowniku, który chciał się rozdwoić. Tak, zdecydowanie te dwie pieśni najmocniej mnie wciągnęły oraz na najdłuższy czas zostaną w mojej pamięci. Najmniej zachwycił mnie natomiast tytuł Drwal i driada. Choć podczas lektury odczuwałam ciekawość i żywe zainteresowanie, to jednak z upływem kilku dni stwierdzam, że nie było to coś, co tak w stu procentach mnie zachwyciło. Nie oznacza to jednak, że nie zachwyci kogoś innego.
Pieśni Zaginionego Kontynentu to pozycja, którą z dumą będę prezentować na swojej biblioteczce. Autor ma bardzo dobre pióro, więc liczę na to, że będę miała szansę poznać inne jego powieści. Wydanie jest prawdziwą gratką dla okładkowych srok, więc jeżeli należycie do tej grupy czytelników - delikatnie sugeruję zwrócenie uwagi na tę pozycję. Jeżeli lubicie fantastykę młodzieżową, dziecięcą i wszelkie opowiadania, to właśnie ta książka może przypaść Wam do gustu. Idealnie sprawdzi się też jako prezent dla młodych czytelników.