Wydawnictwo Dwukropek ma na swoim koncie książki – perełki, ale ta konkretna w skali 1:10 dostaje od nas pełną dychę. Powiem Wam, że od dawna już nie czytałyśmy opowiadań i kiedy wzięłyśmy do rąk „Pieśni Zaginionego Kontynentu”, które zanim po nie sięgnęłyśmy swoje odleżały, to pierwszą reakcją było westchnienie. Że to kolejne krótkie, może trochę banalne historyjki dla dzieci, które przeczytamy i szybko zapomnimy. Teraz, bogatsze o nowe doświadczenie, jednomyślnie stwierdzamy, że już nas nie dziwią napływające zewsząd informacje o kolejnych nagrodach i wyróżnieniach, jakie zdobywa ta książka. Należy jej się, jak najbardziej, ponieważ…ponieważ ona nie ma wad! Jak to dobrze, że ktoś też ją docenia.
Główny bohater jest podróżnikiem, który po powrocie z wędrówki po świecie spisuje swoje wspomnienia w formie dwunastu pieśni. Wyjątkowych, ponieważ wybranych z całego mnóstwa historii zasłyszanych na Zaginionym Kontynencie. Na czas lektury my, czytelnicy młodsi i starsi także stajemy się podróżnikami, a nasze dusze i serca w niewytłumaczalny sposób wydostają się z mieszkań, wędrują po świecie i wraz z głównym bohaterem odkrywają Zaginiony Kontynent, magiczne miejsce bez postępu cywilizacyjnego, w którym rodzą się opowieści – pieśni przekazywane z pokolenia na pokolenie. Każdy z dwunastu rozdziałów to osobna historia: piękna, wzruszająca do głębi i wywołująca mnóstwo emocji. Wyobraźnię pobudzają już same tytuły – „Stroicielka wiatru”, „Echo duszy”, „Wędrujący nieznajomy”, to tylko niektóre z nich, ale jakże sugestywne.
W każdym rozdziale znajduje się piękna ilustracja, króciutkie wprowadzenie, przybliżające okoliczności poznania konkretnej opowieści, a potem następuje już część właściwa, czyli pieśń. I tu moi drodzy, przepadamy. Są historie o tym, jak ważne w życiu jest spoglądanie dalej, niż czubek własnego nosa i o tym, że usilne dążenie do bycia kimś innym nie zawsze dobrze się kończy. Że bycie kobietą wcale nie znaczy, że nie można robić w życiu tego, o czym się marzy, a upór, praca i cierpliwość pomagają w osiągnięciu upatrzonego celu. Przeczytacie wspaniałą pieśń o społeczności do tego stopnia przenikniętej pyłem z wulkanu, w którego cieniu mają swoje gospodarstwa, że mimo iż podczas wybuchu za każdym razem tracili swój dobytek – nie mogą się wyprowadzić.
Ciekawe, zastanawiające, porywające opowiadania, od których nie mogłyśmy się oderwać i znowu zlekceważyłyśmy powzięty wcześniej zamiar czytania jednej pieśni na dobranoc. Nie mamy raczej silnej woli, jeśli chodzi o książki, ale kto by się tam przejmował. Niewyspane, ale szczęśliwe!
Wydanie prezentuje się wspaniale. Książka jest gruba, a twarda oprawa z przepiękną, przetykaną złotą kreską ilustracją postaci naszego Podróżnika zachęca do czytania. Na samym początku znajdziecie wspaniałą po prostu mapę Zaginionego Królestwa, a na niej wszystkie te krainy, które odwiedził Podróżnik. Grubszy, elegancki papier, a czcionka większa, więc przez lekturę po prostu się mknie nawet niezbyt zaawansowanemu czytelnikowi. Polecamy dzieciom 8+ i starszym oczywiście. Przepiękny pomysł na prezent i rzadko to piszę, ale w tym wypadku warta jest swojej ceny. Nam się marzą kolejne pieśni takie…