Ta książka ma pewną wartość, ale nie taką, jakiej można by oczekiwać. O Władysławie Mazurkiewiczu, wielokrotnym mordercy (udowodniono mu sześć zabójstw; przyznał się do winy), który zabijał swoje ofiary z powodów materialnych w latach czterdziestych i pięćdziesiątych, nie dowiedziałem się w zasadzie nic więcej, niż od lat było mi wiadomo. Za to przekonałem się, po raz nie wiem który, że gdy następuje zderzenie przekonań z faktami, w przypadku wielu ludzi wygrywają przekonania.
„W wydanej dziesięć lat później na Zachodzie książce Piękni dwudziestoletni Marek Hłasko, który brał udział w procesie, tak opisuje sprawę Mazurkiewicza (Hłasko wyrwał się już spod kontroli cenzury):
Proces był kompromitacją: świadkowie bali się mówić, prokurator zręcznie zmieniał temat; zramolały obrońca Mazurkiewicza bronił go, posługując się tezą, że Mazurkiewicz jest urodzonym mordercą, typem patologicznym o wrodzonych skłonnościach zbrodniczych, a zupełnie uszedł jego uwadze fakt, że jego klient-wariat był o tyle przytomny, że przywiązywał się uczuciowo do precjozów, będących własnością jego ofiar – ofiary peklował u siebie w garażu pod betonem. Proces był pośmiewiskiem; było sprawą oczywistą, że ludzie bali się mówić, że Mazurkiewicz zręcznie kolportował informacje o swojej współpracy z UB; jest nie do pomyślenia, aby podobny wypadek mógł się zdarzyć w państwie, gdzie policja zachowuje chociaż pozory przyzwoitości. Był szpiclem i prowokatorem UB i świadkowie bali się otworzyć mordę na procesie. Wszyscy wiedzieli, że pan Władzio jest mordercą, ale wszyscy myśleli, że wykonuje wyroki swych mocodawców z UB”*.
IPN do dziś nie znalazł żadnych śladów rzekomej współpracy Mazurkiewicza z UB. To były plotki, oszczerstwa, pomówienia. Wynikały zapewne z ludowych prób zrozumienia, jak to się stało, że Mazurkiewicz działał bezkarnie tak długo, ale nadal nie czyni to z nich faktów. Podobnie jak pomysł, że Władysław Mazurkiewicz, zwany Eleganckim mordercą lub Pięknym Władkiem, kolaborował z gestapo. Albo że przyznał się do kilkudziesięciu zabójstw.
Może wątpliwości na temat Mazurkiewicza wynikały właśnie z przekonań? Był wybitnie przystojny, elegancko ubrany, spokojny, kulturalny, dobrze wychowany, miły, uczynny, życzliwy… Ludowi pracującemu miast i wsi nijak nie pasował do wizerunku mordercy. Gdyby miał czerwony nos, brudną kufajkę i gumofilce, to sprawa wyglądałaby inaczej, prawda?
Książka podzielona została na dwie części. W pierwszej Cezary Łazarewicz opowiada o Władysławie Mazurkiewiczu i jego działaniach, i czyni to nieco chaotycznie, nie zawsze chronologicznie. Wiele razy powołuje się na reportaże Lucjana Wolanowskiego publikowane w „Expressie Wieczornym” w połowie lat pięćdziesiątych, Trzeba jednak pamiętać, że był to czas „twardej komuny” i pełnej cenzury, a to oznacza, że tekst z ówczesnej gazety może być wiarygodny, ale nie musi. Druga część jest szczegółowym zapisem, relacją z kolejnych dni procesu, a to lektura ciężka i nużąca.
Dlaczego Mazurkiewicz przyznał się do zabójstw, a bez nich prokuratura niewiele na niego miała, w tym nawet do tych przypadków, których mu nie zarzucano, nieznanych organom ścigania – nie wiadomo do dziś.
--
* Cezary Łazarewicz, „Elegancki morderca”, Wydawnictwo WAB.