„Derwisz” to dosyć fascynująca książka, choć momentami zawiła i z pewnością nie każdy zrozumie o co w niej chodzi. Właściwie to sam nie mam pojęcia, czy dobrze ją odebrałem i pojąłem. Niemniej warto po nią sięgnąć.
O czym ona opowiada? Z grubsza rzecz ujmując, to historia kontaktu ludzi z obcą cywilizacją, która nas bada, obserwuje i chyba nic poza tym. Odniosłem wrażenie, że „obcy” na coś czekali. Może na rozwój naszej inteligencji, może na przekroczenie barier czasoprzestrzennych, a może na skok poza naszą cielesność. Ciężko wyczuć. A przecież musi być jakiś powód, że nas obserwują, jak ludzie „mrowisko za szkłem”. No chyba, że samo obserwowanie jest celem samym w sobie? Tak czy inaczej, nie jesteśmy w stanie tego pojąć, bo nas umysł nie jest tożsamy z umysłem obcych…
Wyobraźcie sobie, że idąc na spacer, bądź pracując jak co dzień, natykacie się na przedziwny obiekt, tutaj zwany jako „Przybysz” (termin nadany przez polskiego naukowca, który natknął się na obcego podczas swej górskiej wędrówki). Co byście zrobili? Możliwości jest wiele, a ich sens sprowadza się do tego, że macie nieodparte poczucie, że musicie dotknąć ten pozaziemski obiekt, raz po razie… aż was pochłonie i przeniesie w odległe miejsce gdzieś we wszechświecie. Nie wiecie czy to planeta, inna rzeczywistość, a może probówka… a może zwyczajny sen. Odpowiedź musicie znaleźć sami.
Autor miał świetny pomysł na opisanie takiego potencjalnie możliwego kontaktu. Musiał się trochę natrudzić, by tak świetnie oddać skomplikowanie całej sytuacji panującej w takim wypadku na Ziemi.. Mnie bardzo spodobało się, w jaki sposób opisał Amerykanów i ich sposób działania. Czyli, cytując klasyka „Rozwałka” albo „Nie ma opierdzielania się…”, czas na siłę. A gdzie to słynne amerykańskie soft power? Gdzie rozwaga? Słowem, mógłbym przysiąc, że takie wydarzenie miało miejsce, albo przynajmniej, że w taki właśnie sposób zadziała NATO, naciskane przez twardogłowych w amerykańskiej armii. Przerażające!
Co do postaci, to mam ambiwalentne zdanie. Niektóre osoby są nijakie, miałkie. Tylko profesor Senkowski, „pierwszy porwany” trzyma poziom. Jako jedyny z bohaterów nadaje sens czynom pozostałych „wybranych”. To on odkrywa na przykład, że duża część „przeniesionych” gdzieś zaginęła, jakby wyłączyli się spod kurateli kosmitów. Co ciekawe, tego odkrycia dokonał jako pierwszy spośród wszystkich grup „porwanych”, a jak się okazuje, takich grup było już kilka… Jego kolega, pułkownik Małecki, to typowy arogant, nerwus, który lubi działanie, a nie myślenie. To trochę dziwne, bo początkowo zdawał się być typem inteligenta, a w „Globusie” (miejsce odosobnienia Ziemian), nagle wyszły na jaw jego negatywne cechy. Pozostałe postacie nie budzą żadnych głębszych emocji, raczej rozdrażnienie swą pasywnością.
Dużą część fabuły zajmuje próba rozwikłania i uwolnienia się z „probówki” kosmitów. Jednak usiłowania Ziemian mijają się z celem, gdyż nie są oni w stanie poznać nawet połowy cech i praw rządzących tym miejscem. W tego też powodu wszelkie próby skazane są na niepowodzenie, co z kolei powoduje marazm i zniechęcenie wśród ludzi. Tworzą oni swoje mikroświaty, z których nie wychylają, zasadniczo, nosa. Czyli w jakimś stopniu powielają to, co robią na Ziemi.
Czy książka mi się podobała? Tak, owszem, były interesujące momenty. Niemniej ludzka „małostkowość, nihilizm i zamknięcie się w wewnętrznej skorupie” razi swą realnością. Jak łatwo jest w kilku słowach skreślić sylwetkę ludzkości. I jak ona boli.
Książkę otrzymałem z Nakanapie.pl