Choć Krew elfów jest uznawana na pierwszy tom cyklu o Geralcie z Rivii, serię "wiedźmińską" zaczęły dwa zbiory opowiadań: Ostatnie życzenie i Miecz przeznaczenia. Wspominam o tych dwóch książkach dlatego, że jeżeli planujecie czytanie całości, to należy to zrobić od wspomnianych wyżej tytułów. Zwłaszcza Miecza przeznaczenia jest tu ważny, bowiem Krew elfów, to jego bezpośrednia kontynuacja. A zatem...
Zacznijmy od tego, że wbrew pozorom Geralt wcale nie gra tu głównej roli. Najważniejszą postacią w tej powieści jest Ciri - księżniczka podbitej Cintry, uznawana przez cały świat za zmarłą. Tymczasem mała trafiła pod opiekę Geralta i ląduje w Wiedźmińskim Siedliszczu - w otoczonej górami, niedostępnej dla niewtajemniczonych, podupadłej twierdzy Kaer Morhen. Tam pod opieką kilku wiedźminów Ciri przechodzi prawdziwą szkołę przetrwania, taki surwiwal z mieczem dla zaawansowanych. Dziewczyna jednak coraz częściej wykazuje nadnaturalne, czy wręcz magiczne zdolności, no i potrzebuje kobiecej ręki, która pogłaskałaby ją czasem po głowie. Do twierdzy zostaje więc ściągnięta Triss Merigold - czarodziejka, z którą kiedyś Geralt miał... hmmm... "bliski kontakt"... 😏
Tak zaczyna się ta wielowątkowa opowieść, w której nie brak brawurowych scen walk, magii i spisków. Krew elfów, to powieść, którą czyta się w wypiekami na twarzy i emocjami, jakie naprawdę rzadko towarzyszą mi podczas lektury. Największa w tym zasługa Autora, oczywiście. Andrzej Sapkowski, to pisarz, którego kunszt literacki bardzo cenię i podziwiam. Jego styl bardzo mi odpowiada, te jego niezagłębianie się w szczegóły i zgrabnie zbudowane zdania, które czyta się z niezwykłą lekkością, również. Jeśli nie czytaliście, żadnej książki Autora, to zrobię Wam takie małe porównanie: całkowitym zaprzeczeniem Sapkowskiego jest George R.R. Martin. Bardzo często podaję przykład Martina, jako pisarza, którego twórczość absolutnie mi nie leży, wręcz drażni i nuży. Te ciągnące się w nieskończoność sceny o - za przeproszeniem - Dupie Maryni strasznie, to poświęcanie uwagi na rzeczy nieistotne, ta nadęta szczegółowość... Andrzej Sapkowski ma zupełnie inne podejście. Skupia się na konkretach, opisy ma oszczędne i dzięki temu nasza wyobraźnia może sobie zaszaleć. A ma ku temu wiele okazji, bowiem świat wykreowany przez polskiego mistrza fantasy, jest nie tylko barwny i wielowymiarowy, ale również pod wieloma względami wyjątkowy i grający na słowiańskich nutach.
No właśnie, zatrzymajmy się na chwilę na świecie wykreowanym przez Sapkowskiego. Świecie i jego mieszkańcach. Czytając Krew elfów - pierwszą wiedźmińską powieść - cały czas towarzyszyło mi wrażenie pewnej swojskości. Ta swojskość objawiała się głównie w ludzkich zachowaniach. Bo choć sama sceneria rodem ze średniowiecza wydaje się być nam znana jedynie z książek i filmów, o tyle już sposób myślenia ludzi tkwiących w tym fikcyjnym świecie, jest cholernie podobny do naszego. Ludzie i nieludzie z Krwi elfów zachowują się podobnie jak my, mają takie same wady i zalety, myślą podobnie, kierują nimi te same instynkty. Boją się podobnie jak i my, targają nimi te same obawy przed nieznanym, są bardzo podatni na sugestie, plotki i uprzedzenia. A władza... Władza pod postacią królów, wykorzystuje te same mechanizmy, co i nasza. Mechanizmy dość prymitywne, ale cały czas skuteczne, niestety.
Ale Krew elfów to także powieść o akceptacji i szacunku, do tych, z którymi nie do końca się zgadzamy. To historia o rodzącej się więzi między czarodziejką a małą dziewczynką; o odpowiedzialności za drugiego człowieka i przemożnej potrzebie wolności. Sapkowski naszą codzienność doskonale konwertuje na potrzeby wykreowanego przez siebie świata. Krew elfów, to świetna literatura, choć sama fabuła nie jest jakoś specjalnie skomplikowana, ale też nie o to w tym chodzi. Gdybym miał wymienić jeden polski cykl fantasy, który warto poznać, byłaby to właśnie saga o wiedźminie. Zresztą, jej sukces mówi sam za siebie. Przy czym zwróć uwagę, że to nie był sukces wykreowany ani przez wydawnictwo czy jakąś firmę PR. Sapkowski to nie "dziecko empiku" pokroju Remka Mroza, to nie wydmuszka, za którą stoi potężna i diablo droga kampania reklamowa. Wiedźmina pokochali czytelnicy czystą, niezabrudzoną tanimi zabiegami, miłością i wiecie co? Ja im się nie dziwię. Jeśli więc jeszcze nie znacie Garalta, albo znacie tylko z gier lub seriali, najwyższy czas to zmienić i sięgnąć po książki Sapkowskiego.
© by MROCZNE STRONY | 2023