Pierwszy tom Kronik Atlantydy okazał się dla mnie czymś rewelacyjnym, a Marah Woolf wprost oczarowała mnie swoją umiejętnością tworzenia wciągających historii. Nie mogłam dłużej zwlekać i postanowiłam sięgnąć po tom drugi. Jednak, czy Pierścień ognia to równie wciągająca pozycja, co Berło światła? No cóż, na to pytanie postaram się odpowiedzieć poniżej.
Nefertari ma pełne prawo czuć się zdradzona i oszukana. Azrael miał dotrzymać słowa i za odnalezienie berła światła miał pozostawić przy życiu jej brata. Szybko się jednak okazało, że anioł ma gdzieś umowę i pomimo wywiązania się z umowy, zabrał duszę Malachiego na drugą stronę. Teraz w dodatku oczekuje od Nefertari ponownej współpracy — tym razem jej zadaniem miałoby być odnalezienie pierścienia ognia, a w zamian bogowie nie oddadzą duszy Malachiego demonom. Jednak czy Nefertari zdecyduje się na ten krok? No i jak ma odszukać zaginionego pierścienia?
Zaczynając lekturę tej części, odczuwałam dużą ekscytację i nie ukrywam - miałam dość wysokie oczekiwania względem tej części. W końcu pierwszy tom okazał się rewelacyjny i na tyle ekscytujący, że nie inaczej musiało być i z kontynuacją, prawda? No właśnie...
Główna bohaterka podobnie jak przy poprzednim tomie przypadła mi do gustu i moja sympatia względem niej nie zmieniła się ani o jotę. Nefertari ma w sobie coś takiego, co jednocześnie mnie w niej fascynuje, ale i po prostu chwyta za serce. Ta młoda kobieta jest tak poświęcona i oddana swojemu bratu, że jest w stanie zrobić WSZYSTKO, byleby go ochronić przed nawet najmniejszym złem. Uważam, że jest to bardzo piękna rzecz i no cóż, jestem ogromną fanką tej bohaterki.
O pozostałych postaciach nie chcę się rozpisywać, ponieważ z biegiem czasu zaczęłam uważać, że samodzielne ich poznawanie daje znacznie więcej zabawy i korzyści, niż gdybym miała je Wam tutaj przybliżać. Dodam tylko tyle, że mam ogromną urazę do Azraela i chyba długo się to nie zmieni, to tak tylko kwestią wyjaśnienia, jeśli kiedyś bym na niego narzekała.
Drugi tom Kronik Atlantydy miał dać mi równie dużo ekscytacji i zabawy, jednak coś tutaj nie wyszło - i nie do końca wiem, po czyjej stronie leży wina. Czy to ja miałam za niski poziom koncentracji, czy też moje oczekiwania były za duże, a sama książka nie udźwignęła całego tematu tak dobrze, jak poprzednia część? No cóż, tak czy siak, Pierścień ognia nie wciągnął mnie już tak mocno, co mnie po prostu przybiło. Sam koniec w pewien sposób uratował całą książkę, więc ostatecznie nie mogę postawić tej pozycji aż tak słabej oceny, jaką niestety w pewnym momencie przewidywałam.
Marah Woolf ma bardzo dobre pióro, ale ta książka nie zachwyciła mnie aż tak, jak tego pragnęłam. Z przyjemnością jednak sięgnę po tom trzeci, z nadzieją na to, że tym razem autorka sprosta moim nadziejom, ale sama też nie będę tworzyć zbyt wygórowanych oczekiwań - by uniknąć potencjalnego rozczarowania. Korona popiołów zapowiada się bardzo ciekawie, więc mam nadzieję, że recenzja kolejnego tomu będzie miała znacznie wyższą ocenę.