Niekiedy sięgam po książkę, która nie jest może moim pierwszym wyborem, bo zawsze pierwszym wyborem będzie fantastyka, jednak praktycznie zawsze, jak sięgam po powieść z innego gatunku, to dobrze trafiam.
A jak to jest u was? Sięgając po coś z innego gatunku, macie szczęście i trafiacie na dobre książki, czy jest to losowe?
Ostatnio sięgnęłam po “Nord” Joanny Gajewczyk, książkę, którą miałam na oku już od premiery, jednak zawsze coś innego mi wpadało do przeczytania i przyznaję, że zdążyłam już o niej zapomnieć. Z pomocą i przypomnieniem, przyszła do mnie sama autorka, proponując mi swoją książkę, nie zastanawiałam się długo, tak jak długo nie zwlekałam z przeczytaniem tej książki.
Bardzo spodobał mi się pomysł na połączenie romansu w oprawie mroźnego norweskiego archipelagu, wraz z przyprawiającym o dreszcz kryminałem i świetnie napisaną obyczajówką.
Autorka porusza w swojej powieści wiele ważnych tematów, przez co cała historia nabiera głębi i na długo nie wychodzi z głowy czytelnika. Wraz z Zoją przeżywałam jej wzloty i upadki, które były bardzo bolesne i zatapiałam się w każdej opowiedzianej historii o duchach. Może i te historie o duchach to tylko dodatek do historii Zoji, a może jest to coś, o czym nie powinniśmy zapomnieć, ponieważ i obok nas może skrada się jakaś dusza, która chce nam coś przekazać, kto wie.
Życie Zoi nie jest łatwe, dlatego postanawia przeprowadzić się do Norwegii, na piękne, lecz również mroźne i niebezpieczne Lofoty. Tam wraz z babcią wynajmuje turystom domki. Jeden taki domek wynajmuje Norweg, który kiedyś mieszkał w pobliżu, jednak teraz wydaje się nie być tym, kim był kiedyś. Zoja odczuwa, że przyczepił się do przystojnego wikinga mrok, a ona stara się od mroku trzymać jak najdalej, ma dość na swojej głowie. Jej głównym celem w życiu, jest zapewnienie szczęścia i bezpieczeństwa jej choremu synowi, który jest dla niej całym światem. Na horyzoncie, oprócz wikinga, pojawia się równie przystojny Włoch, który wydaje się bardzo przyjacielski, może niekiedy nawet aż za bardzo.
Czy Zoja znajdzie w swoim sercu miejsce na kogoś innego niż jej syn, czy potrafi w sobie rozbudzić choć małą iskierkę uczucia dla kogoś nowego?
Lubicie życiowe książki?
Takie, które ukazują prawdziwe życie, nie koloryzują go, pokazują, że życie nie jest tylko usłane różami, że między nimi, są kolce, które potrafią porządnie zranić.
Lubię takie książki i cieszę się bardzo, że miałam możliwość sięgnąć po “Njord” Joanny Gajewczyk, ponieważ właśnie taka jest ta książka. Autorka w genialny sposób przemyciła do fabuły motywy paranormalne, które były świetnym dodatkiem. Przecież nie samym romansem człowiek żyje. Co do romansu, nie był on ani płytki, ani nudny, było czuć pasję między bohaterami, jednak cały czas autorka nie pozwalała swojej bohaterce zapomnieć o tym, co powinno być najważniejsze w jej życiu, jej syn.
Bardzo spodobał mi się klimat tej książki, mroźny, czyli idealny na ostatnie upały, lecz również na swój własny sposób magiczny. Oczywiście malowniczość fiordów również robiła klimat tej książce. Autorka przekazała nam to, co sama poznała i widziała, bardzo cenię takie przygotowanie, więcej o tym jak autorka znalazła się na Lofotach, dowiecie się na sam koniec książki, warto tego nie omijać, ponieważ autorka sporo nam zdradziła ze swojego życia.
Historia porwała mnie od samego początku, bałam się, że w którymś momencie, znajdę jakiś fragment, który ten zachwyt mi minie, jednak nie, całość mnie zachwyciła i porwała, nie mam się do czego przyczepić, jedynie mogę ubolewać, że tak szybko się skończyła.
Dziękuje bardzo autorce za zaufanie.