Piekło kosmosu recenzja

"Piekło Kosmosu" - czy to udany debiut?

Autor: @maslowskimarcinn ·5 minut
2022-01-10
Skomentuj
2 Polubienia
Przyszłość, koniec XXIII wieku. Człowiek zdobywa inne planety, przekracza kresy galaktyk. Przemierzając bezkresne przestrzenie kosmosu, w potężnych międzygalaktycznych statkach kosmicznych, ludzie i przedstawiciele innych ras badają nieznane światy, zakładają kolonie, walczą ze sobą i prowadzą handel. Trwa względny spokój i żadne znaki na niebie i ziemi nie wskazują, że nadciąga śmiertelne niebezpieczeństwo. Wyłania się z nadprzestrzeni znienacka i niszczy to, co spotka na swojej drodze. To potężne statki kosmiczne, niebieski flota. Wróg nie zna litości, a jego posunięcia wydają się pozbawiona sensu. Nie stawia żądań, nie rabuje – podpala wszystko wkoło i znika. Rasy jednoczą się, by stawić mu opór. Nikt nie zdaje sobie sprawy, że w najczarniejszych czeluściach kosmosu budzą się potwory…

Tak, w dość dużym uproszeniu, rysuje się fabuła debiutanckiej powieści Artura Tojzy. O tym, że jest to znaczny skrót książki napisałem specjalnie i za chwilę to wyjaśnię. Autor prowadzi czytelnika aż do zaskakującego zakończenia, będącego jednocześnie zapowiedzią dalszych przygód stworzonych przez Niego bohaterów. Co należy oddać Tojzie to fakt, że wykreował ogromny świat, do którego powrzucał dość znaczną ilość bohaterów i, jak to się ładnie mówi, różnorakich lokacji. Akcja toczy się nie tylko na korytarzach statków gwiezdnych i w fotelach ich kapitanów, maszynowniach czy ładowniach ale także na planetach, księżycach, stacjach kosmicznych, kopalniach, w podziemiach, a nawet w kanalizacji. Są tu i żarłoczne rośliny i nienasycona Matrona, bóstwa, antykwariusz, a nawet jedna nimfomanka. Wszytko to jednak poznajemy stopniowo, a im dalej w las, tym ciemnej i bardziej tajemniczo. Stąd taki a nie inny opis na początku recenzji.

Wizja Artura Tojzy jest spójna i bardzo barwna, a język sprawny, przez co książka była łatwa w odbiorze i przyziemnie się ją czytało. Autor umiejętnie buduje napięcie i wciąga Czytelnika w intrygę, zmuszając go do ciągłego zastanawiania się, o co w tym wszystkim chodzi i do czego zmierza opowiadana historia. To, co specjalnie mnie urzekło to umieszczane żartobliwe drobinki, które książce dodały lekkości. Nie raz uśmiechałem się pod nosem, a wątek bóstwa Grycanek specjalnie sobie zanotowałem – dla potomności. Naturalnie wypadło odwoływanie się przez niektórych z postaci do współczesnego nam świata – na przykład do seriali fantasy z przełomu XX i XXI wieku, które – jak wynika z „Piekła”, trzysta lat później ogląda się nadal i są still on the top.

Ale, żeby pozostać uczciwym, muszę napisać o moich – podkreślam – subiektywnych i pewnie nieco przesadzonych zgryzach i zgrzytach, które dopadły mnie w trakcie lektury. Znów muszę zastrzec, że nie znam się na literaturze sci-fi, więc nie będę wypowiadał się na tematy związane z zachowaniem przez Autora czy też nie przestrzeganiem przez Niego, przy tworzeniu wątków podróży międzygwiezdnych czy mechaniki działania silników, zasad praw fizyki i innych praw. Dla mnie ta kwestia była wtórna – statek ma lecieć szybko, wskakiwać w nadprzestrzeń i znikać, a to jak mu się tu udaje, niech pozostanie słodką tajemnicą głównego maszynisty. I Autora, który powołał go do życia. Skupię się zatem na tym, co mnie, jako przeciętnego czytelnika tego rodzaju literatury, zastanowiło. Po pierwsze zdziwiło mnie, że mimo, że akcja dzieje się pod koniec XXVIII wieku, powszechnie nadal pija się kawę. Uwielbiam ją i pewnie żyjąc za kilkaset lat też bym się jej domagał, ale to, że przedstawiciele różnych ras, siedząc przy kokpitach potężnych krążowników, nie mogą się też niej obyć, jakoś mnie nie przekonywało. To samo dotyczy „trawki” i „browarka”, picia whisky czy dwudziestopięcioletniego bourbona, który w książęce przedstawiony został jako produkt luksusowy. Naprawdę za kilkaset lat człowiek nie wymyślił niczego lepszego, równie smacznego, uzależniającego i „dającego kopa”? Nie będzie korzystać z podobnych środków, które stosują nieludzie? Ale – z drugiej strony – co należy uczciwie podkreślić, okazuje się, że inne rasy mają swoje specjały (wódka kaliopowa i kolvirska, jeśli dobrze zanotowałem). W książce Tojzy brakowało mi właśnie takich nomen omen smaczków, które podkreślałyby różnorodność ras, a jednocześnie społeczno – kulturalną integrację ludzi z nieludźmi, bądź jasno wskazywały, że z określonych powód do pełnej integracji nie mogło dość. Stąd – my popijamy kawusię, oni napar z odchodów owłosionego robaka. Autorze drogi, śmielej! Niech jaszczury pokażą, co jedzą i piją! Może i nam to zasmakuje! Kolejny zgrzyt odczułem, gdy się dowiedziałem, że jeden z dokumentów przesyłano ze statku kosmicznego faksem. Ałć.

Rozumiem zamiłowanie Autora do szczególnego opisywania okrętów bojowych i innych gwiezdnych pojazdów (i to nawet z podaniem ich długości/szerokości/tonażu w metrach, kilometrach, tonach i gramach). Pierwsza część książki jest ich pełna i moim skromnym zdaniem było ich zbyt wiele, przez co dla niektórych (to znaczy dla mnie, przecież to ja piszę tę recenzję…) te fragmenty mogą okazać się nieatrakcyjne (ale dla innych, zmiłowanych w militarnym aspekcie uzbrojenia gwiezdnych flot – wręcz przeciwnie!). Ten sam zarzut może dotyczy wielości bohaterów – przyznam się, że mylili mi się oni, jak i lokacje, w których przeżywali swe przygody, zwłaszcza że Autor często w ramach rozdziału kilkukrotnie zmieniał miejsca wartkiej akcji. Nie pomagało też i to, że bohaterowie w swych statkach skakali wśród systematów w gwiezdnych, ale to akurat pewien kosmiczny – fantastyczny standard. Innymi słowy – wprowadzenie opisów zdarzeń oznaczało konieczność ograniczenia opisów charakterów wykreowanych postaci. Szkoda, bo po zakończeniu lektury nie zapamiętałem żadnego z nich, no może za wyjątkiem pewnego pijaczka, który przez swoje pijaństwo po prostu się wyróżnił z tłumu. Zbyt dużo kapitanów statków, zbyt dużo członków załogi. Nie przemówił do mnie wątek rodzinny Weroniki i Kate; nadal nie wiem, po co został wprowadzony. I jeszcze jeden pstryczek: czy jeśli ktoś ma karnację przypominającą kość słoniową, to znaczy że jest ona ciemniejsza?

Podsumowując, książka Artura Tojzy była dla mnie miłym zaskoczeniem. Mimo, że nie została (jeszcze) wydana w formie papierowej, co zmusiło mnie do zapoznania się z ebookiem, polecam ją wszystkim fanom literatury sci-fi i space oper, jak i tym, którzy na co dzień czytają książki o odmiennej, bardziej przyziemnej, że tak powiem, tematyce. Ciekawy, sprawnie napisany debiut, zapowiadający dalszą część historii. Historii, która wciąga i potrafi zaskoczyć.

Moja ocena:

× 2 Polub, jeżeli recenzja Ci się spodobała!

Gdzie kupić

Księgarnie internetowe
Sprawdzam dostępność...
Ogłoszenia
Dodaj ogłoszenie
2 osoby szukają tej książki
Piekło kosmosu
Piekło kosmosu
Artur Tojza
7.5/10
Cykl: Trylogia Hellspace, tom 1
Seria: Hellspace

Koniec XXIII wieku. Na obrzeżach Federacji Galaktycznej oraz Unii Systemów Niezależnych dochodzi do serii tajemniczych ataków. W krótkim czasie kolejne miejsca są masowo unicestwiane przez wrogie flo...

Komentarze
Piekło kosmosu
Piekło kosmosu
Artur Tojza
7.5/10
Cykl: Trylogia Hellspace, tom 1
Seria: Hellspace
Koniec XXIII wieku. Na obrzeżach Federacji Galaktycznej oraz Unii Systemów Niezależnych dochodzi do serii tajemniczych ataków. W krótkim czasie kolejne miejsca są masowo unicestwiane przez wrogie flo...

Gdzie kupić

Księgarnie internetowe
Sprawdzam dostępność...
Ogłoszenia
Dodaj ogłoszenie
2 osoby szukają tej książki

Zobacz inne recenzje

Po raz pierwszy z twórczością Autora spotkałam się przy cyklu młodzieżowym "Słona wanilia" który naprawdę skradł moje serce i zapisał się pamięci na bardzo długi czas, a potem zaraz pojawił się rasow...

@ewelina.czyta @ewelina.czyta

Ahh. Ile emocji ma ta książka. Zastanawiam się jak dobrze zacząć. Jest to książka z podgatunku fantastyki zwanego "space opera". Charakteryzuje się ona między innymi, tym, że występują w niej podróż...

@Bibliotekarka_Natalka @Bibliotekarka_Natalka

Pozostałe recenzje @maslowskimarcinn

Suknia i sztalugi
"Malarki tylko przyszpilają cień/ Same - giną w mroku"

Z okładki najnowszej książki Piotra Oczko spogląda Catharina Van Hemessen. Odważna, bezczelna. I w dodatku kobieta. Ubrana w suknię w stylu hiszpańskim, a nie w ubabrany...

Recenzja książki Suknia i sztalugi
101 Reykjavik
"Jedyne co wiem to ja"

Ależ to była jazda! Owszem, nie ukrywajmy "faktów oczywistych" – grubaśna książka Helgasona nie jest do wchłonięcia „na raz” i nie dlatego, że wieje nudą, lecz wymaga sk...

Recenzja książki 101 Reykjavik

Nowe recenzje

Tymek i Mistrz. Strachy na lachy
Humor, magia, przygoda i komiksowa jakość!
@Uleczka448:

Mówiąc kolokwialnie... – „Tymek i Mistrz rządzą”! Rządzą, czyli stanowią jedną z najciekawszych par komiksowej sztuki d...

Recenzja książki Tymek i Mistrz. Strachy na lachy
Miłość i inne słowa
Najsłabsza książka autorek
@Kantorek90:

Christina Lauren to pseudonim duetu amerykańskich pisarek, Christiny Hobbs i Lauren Bilings, których książki uwielbiam,...

Recenzja książki Miłość i inne słowa
Otchłań zapomnienia
Historia, emocje, prawda i komiksowa jakość...
@Uleczka448:

Są komiksowi artyści i jest Paco Roca - hiszpański autor, którego dzieła są wielkie, ważne, dogłębnie poruszające i zaw...

Recenzja książki Otchłań zapomnienia
© 2007 - 2024 nakanapie.pl