Tak się jakoś złożyło, że do tej pory nie był mi dany kontakt z literaturą japońską. Ponieważ na wszystkich serwisach książkowych i na większości blogów triumfy święci Haruki Murakami, logiczne wydawało się, ze pierwszym spotkaniem z pisarstwem Dalekiego Wschodu będzie któraś z jego książek. Tymczasem stało się inaczej.
Abe Kōbō to nieżyjący od prawie dwudziestu lat prozaik z Kraju Kwitnącej Wiśni, którego najbardziej znanym dziełem jest niezbyt obszerna powieść pt. „Kobieta z wydm”. Z tym tytułem po raz pierwszy spotkałam się w czasie któregoś z biblionetkowych konkursów. Z wypowiedzi osób, które ją czytały można było wywnioskować, że jest to bardzo ciekawa i wartościowa książka.
„Kobieta z wydm” opowiada historię nauczyciela, z zamiłowania entomologa, który bierze urlop z pracy i wyjeżdża nad morze, aby na piaszczystych wydmach szukać pewnego owada, który upodobał sobie takie trudne warunki bytowania. Poszukując noclegu trafia do domu tytułowej kobiety, znajdującego się w wydrążonej jamie w piasku. To błahe, zdawałoby się, zdarzenie będzie miało ogromny wpływ na dalsze losy mężczyzny. Okaże się, że wejść do tego domu było łatwo, natomiast wyjście to już całkiem inna sprawa.
Podczas czytania tej książki od razu nasuwa się porównanie do „Procesu” F. Kafki. Anonimowy bohater (nazwisko pada dopiero na ostatniej stronie powieści), uwikłany w absurdalną sytuację bez wyjścia, jest więźniem nie tyle kobiety, co wszechogarniającego piasku, zatraca powoli wyznawane przez siebie wartości, a wręcz swoje człowieczeństwo.
Piasek… Miałam wrażenie, że wysypuje się spomiędzy kartek książki, że oblepia mnie tak jak bohaterów, że jest wszędzie – nieomal nabawiłam się klaustrofobii. Drobne, wciskające się wszędzie ziarenka czuć w smaku potraw i w wodzie do picia, zasypują oczy i usta, stanowią ciągłe zagrożenie dla ludzi i ich bezpieczeństwa.
W czasie, kiedy Abe Kōbō pisał „Kobietę z wydm”, był zafascynowany ideologią komunistyczną. I to w jego powieści jest widoczne – jednostka ma wartość o tyle, o ile służy celowi ogółu. Jej własne plany, marzenia i pragnienia nie są w żadnym stopniu brane pod uwagę. Ten system, tak samo jak piasek, osacza człowieka do tego stopnia, że kiedy już ma możliwość coś w swoim życiu zmienić, nie podejmuje żadnych działań.
Nie była to lektura łatwa czy przyjemna. Nie było mi też łatwo napisać ten tekst. Ale uważam, że jest to książka, którą trzeba przeczytać i przemyśleć. Bo mam nieodparte wrażenie, że bardzo często nasze życie przypomina taką walkę z zasypującym nas piaskiem bezsensu i beznadziei.