,, Pech lubił do mnie przemawiać, głaskał po głowie z czułością i podążał wytrwale krok za krokiem, dopuszczał szczęście na chwilę i zabierał w najmniej spodziewanym momencie z niezwykłym wyrachowaniem.”
O tej książce słyszałam już na długo przed jej premierą. Dzięki uprzejmości autorki i wydawnictwa WasPos otrzymałam tą powieść w egzemplarzu recenzenckim. Następnie zaraz w najbliższej wolnej chwili zabrałam się za czytanie. Pierwsze co pomyślałam to ,, jakie tu są długie opisy…”, jednak coś mnie skusiło i zaczęłam czytać po kolei każdy kolejny wers. I choć dla mnie samej to było ogromnym zaskoczeniem, to chyba pierwszy raz opisy tak bardzo mnie pochłonęły, że pragnęłam czytać dalej.
Dwoje różnych ludzi o kompletnie odmiennych osobowościach i planach na przyszłość. Leonard swoim zachowaniem przypomina typowego zbuntowanego nastolatka. Nie marzy o studiach, do pracy podchodzi bez jakiejkolwiek dyscypliny, a jego hobby to dziewczyny, imprezy i picie do nieprzytomności. Nie przejmuje się uczuciami innych i żyje wyłącznie według własnych reguł. I choć nazwisko pozwala mu na odgrywanie pana własnego losu, to jednak nadal tylko gra, a on sam pragnie czegoś innego. Michalina za to, jest dziewczyną zamkniętą na świat. Nie ufa ludziom i nie łatwo obdarza ich zaufaniem. Wiele wycierpiała i chciała rozpocząć nowe życie w nowym miejscu, jednak to przeszłość nas kształtuje i choćbyśmy chcieli to nie możemy się od niej całkowicie odciąć. Ich drogi nie od razu się skrzyżują i pozwolą na zbudowanie jakiejkolwiek relacji. Tak odmienni, lecz oboje skrzywdzeni i nieradzący sobie z otacząjącym ich światem. Wzajemnie mogą się ocalić albo iść razem na dno…
Ostatnio czytałam sporo romansów i miałam ochotę na coś innego i głębszego. Czytając opis, myślałam, że to kolejna młodzieżówka. Jednak z pokorą przyznaję, że się pomyliłam. Ta książka, to coś czego szukałam od dłuższego czasu. Nieszablonowa historia, napisana tak świetnym językiem, że czułam się częścią tej historii. Wracając do tego co mówiłam na początku, jest to chyba pierwsza w moim życiu książka, w której opisy ani razu mnie nie zirytowały, mimo, że przeważały w ogromnej części. Każdą stronę czytałam dokładnie i z zapartym tchem za co ogromny szacunek dla autorki. Jeśli chodzi o bohaterów, to tu także nie mogę naleźć jakiegokolwiek minusu. Każda osoba miała swoją historię, charakter i wnosiła coś nowego do całej historii. Widać, że autorka dokładnie przemyślała każdą osobowość i stworzyła z nich prawdziwe osoby, pełne życia i uczuć. Dzięki temu możemy poznać nie tylko Leo i Michalinę, lecz także ich przyjaciół, rodzinę i wrogów. Pomimo dość dużej objętości książki ani przez moment nie wydała mi się ona nudna, przeciągana czy wypełniona tak zwanymi ,, zapychaczami”- wręcz przeciwnie, cały czas toczyła się jakaś akcja, bez względu na to w kogo punkt widzenia akurat mogliśmy zaglądać. Ostatnie kilka rozdziałów mogę porównać do sztormu na morzu, ponieważ zakończenie było jak spokojny ocean na który można patrzeć bez końca. Czytałam je na jednym wydechu, usatysfakcjonowana, że nie było to sztampowe i powielane w wielu książkach zakończenie. Po przeczytaniu tej historii każdy z nas na pewno wyciągnie z niej jakieś przesłanie dla siebie. Z czystym sercem powiem, że na pewno sięgnę po kolejne powieści tej autorki, ponieważ taki styl i realność jest ostatnio coraz rzadziej spotykana w książkach i należy docenić gdy znajdzie się coś do czego można wielokrotnie wracać.
,,Szczęście samo chciało się do mnie uśmiechać i cieszyło się, kiedy na nie łaskawie spoglądałem. Byłem przecież niezniszczalny oraz samowystarczalny. Byłem najlepszy w byciu najgorszym. To wywoływało zachwyt, zapychając pozornym poczuciem spełnienia. Do czasu. (…) Wyciągnęłaś na wierzch brudy nagromadzone głęboko pod warstwą idealności. Zdarłaś ze mnie maskę. Zrobiłaś to w sposób pozbawiony delikatności.”