Uwaga, będą SPOJLERY!
Przepraszam, kto zamawiał szmirę? Bo przypadkiem chyba trafiła do mnie. Zawiodłam się niemiłosiernie. Seria kawowa tej autorki była zupełnie niezła, a tu takie rozczarowanie!
Ale do rzeczy. Jak napisać dobry romans dla młodzieży? Wydawałoby się, że wystarczy mieć dobry warsztat językowy, sprawnie prowadzić wątek romantyczny, nieźle oddawać emocje, ewentualnie znać się na książkach i filmach. I powinno się udać. Co więc poszło nie tak?
Fabuła. Fabuła poszła całkiem nie tak. Jest kompletnie bez sensu, jak propagandowa broszurka z czasów słusznie minionych, tylko bardziej. Zamiast realizmu mamy pełen katalog współczesnych problemów: rodzice głównych bohaterów postanawiają wziąć ślub po kilku tygodniach znajomości, dzięki czemu tworzą patchworkową rodzinę dla dwojga siedemnastolatków - jej córki i jego syna. Jest nowocześnie. Oczywiście nastolatkowie zakochują się w sobie, mamy więc wątek zakazanej miłości (bez sensu, przecież nic ich tak naprawdę nie łączy!).
Mamy też łzawy kontekst: matka chłopaka choruje na raka i kiedy w końcu czuje się lepiej, postanawia żyć pełnią życia, wobec czego wyjeżdża podziwiać fiordy w Norwegii, a po powrocie dokonuje coming outu, bo oczywiście jest lesbijką od dawna w związku ze swoją przyjaciółką (przy okazji mamy tu idealny stereotyp lesbijki: grubej, brzydkiej, która na dodatek ma gdzieś dziecko swojej partnerki, chyba autorka nie zauważyła). Miało być nowocześnie, wyszło karykaturalnie.
To może chociaż główni bohaterowie jakoś dają radę? Zuza ze swoim wiecznym optymizmem jest zupełnie nierealistyczna, a znowu jakby nikt, włącznie z narratorem, nie rozumiał Kuby. Przerzucany między rodzicami, czując się (słusznie!) odrzucony przez matkę, zawadzający w jej nowym życiu, z ojcem, który chce dobrze, stara się, ale nie potrafi z nikim normalnie rozmawiać. Te dzieciaki piją piwo w pubach (przecież to zupełnie naturalne, że piją i że nikt nie sprawdza, ile mają lat), seks to naturalna konsekwencja zauroczenia, nawet jeśli żadnego związku jeszcze nie ma, bo to wstyd być 17-letnią dziewicą, jak widzimy na przykładzie przyjaciółki Zuzy. No i oczywiście w przypadku prawdziwej miłości nie istnieje pojęcie zdrady, wiadomo. A w ogóle to Polacy nie lubią uchodźców. Bez związku? Jak wszystko w tej książce.
Mamy tutaj też portrety kompletnie nieodpowiedzialnych rodziców. Ojciec Zuzy, który poza płaceniem alimentów i telefonem raz na kilka miesięcy nie interesuje się dzieckiem. Matka Zuzy, przez której serce przewija się korowód "fagasów" (nazwa nadana przez Zuzę), aż w końcu dorasta do tego, że fajnie być singielką. Rychło w czas, dziecko właśnie dorosło. Matka Kuby zostawiająca go w przeświadczeniu, że zmarnował jej najlepsze lata. I jego ojciec, może najbardziej poczciwy z nich wszystkich, za to bez umiejętności komunikacyjnych. W tle tragedia poprzedniej partnerki ojca, która po kilku nieudanych próbach samobójczych w końcu się dokonuje udanej. I malutka córka tejże partnerki, którą opiekuje się toksyczna babcia. Nie byłoby to może takie złe, gdyby nie ewidentna sympatia narratora po stronie tej... patologii. Kuba, jedyny pogubiony w tym całym absurdzie, ma zadatki na wrażliwca, ale jego problemy są opisane jakoś tak nieśmiało, powiedziałabym, że z zażenowaniem, jakby jego trudności z odnalezieniem się w nowej sytuacji były przesadą i niewygodną dla wszystkich (włącznie z narratorem) fanaberią, bo przecież jak można nie pochwalać wolności jednostki i LGBT?
Jest tu tak dużo tematów, problemów, a czegoś zabrakło. Czego? Autentyczności. Jakby autorka tak bardzo chciała być cool, że stała się żenująca i śmieszna. Tym bardziej przykre, że przy tym światopoglądowym bałaganie ma niezaprzeczalny talent, wiedzę i umiejętności. Nie warto ich marnować na szmirę. Naprawdę.