John Green to pisarz, którego nie trzeba chyba nikomu przedstawiać. Twórca kilku książek, które stały się bestsellerami. Miałam ogromne szczęście mogąc przeczytać Gwiazd naszych wina. Powieść tę cały czas wspominam z sentymentem i planuję nawet ponownie jej przeczytanie. Nie jest więc chyba dziwne, że postanowiłam zapoznać sie z pozostałymi dziełami Greena, które podobno są równie dobre. O Papierowych miastach naczytałam się wiele i z każdą kolejną pozytywną recenzją miałam ogromną chrapkę na zapoznanie się z tą książką.
Jej bohaterem jest osiemnastoletni Quentin, który znajduje się w tym samym okresie swego życia co ja, dlatego jest mi naprawdę bliski. Czekają go egzaminy końcowe, koniec szkoły, pójście na studia oraz bal, na który się nie wybiera. To czas bardzo stresujący dla każdego nastolatka, ale też taki, który pozostaje w pamięci na zawsze. W tym napiętym okresie spotyka go przygoda, którą powinnam być może nazwać przygodą życia.
"Rozmawianie z pijaną osobą było jak rozmawianie z niezwykle szczęśliwym trzylatkiem dotkniętym poważnym uszkodzeniem mózgu."
Quentin to chłopak bardzo spokojny, ułożony, dobrze dogadujący się z rodzicami, nie chodzi na imprezy, ma grupę przyjaciół, ale nie jest wyrzutkiem społeczeństwa. Żyje sobie spokojnie, bez wariacji, można by powiedzieć, że nie jest typem amerykańskich nastolatków, których często spotykamy w filmach. To bohater, który od samego początku zdobył moją sympatię. Jego sąsiadką jest dziewczyna, z którą przed wielu laty połączyło go niezbyt przyjemne zdarzenie. Idealizuje ją, a nawet powiedziałabym, że podkochuje się w niej, choć tak naprawdę zna ją tylko jako popularną i odważną Margo, a nie wie, jaka jest tak naprawdę. Pewnej szalonej nocy zjawia się u niego w pokoju z dosyć nietypową prośbą i spędzają ze sobą całą noc jeżdżąc po mieście i wyrównując rachunki z nielubianymi przez nich osobami. Quentin jest zachwycony takim obrotem spraw, jednak następnego dnia czeka go rozczarowanie - Margo znika bez śladu. Nie wahając się ani przez moment, chłopak postanawia ją odnaleźć, angażując w to swych niesamowitych przyjaciół.
"Tak trudno jest odejść - dopóki się nie odejdzie. Wówczas to najłatwiejsza rzecz pod słońcem."
Po przeczytaniu dwóch książek Greena zauważyłam, że lubi on wplatać w niby zwyczajne powieści dla młodzieży bardzo mądre sentencje, morały i daje czytelnikowi bodziec do zastanowienia się nad niektórymi sprawami, do zwolnienia na chwilę tempa. Język, jakim się posługuje jest dostosowany do młodych ludzi, ale nie jest prostacki ani nie "odmładzany" na siłę.
"W pewnym momencie będziesz musiał przestać wpatrywać się w niebo, bo inaczej pewnego dnia spojrzysz z powrotem w dół i zorientujesz się, że ty także doleciałeś w przestworza."
Sama historia bardzo mi się podobała, choć przyznam szczerze, czuję lekki niedosyt. Gwiazd naszych wina jest moim zdaniem o wiele lepszą książką, wywołała u mnie o wiele więcej emocji i myślę, że też pozostanie w mojej pamięci na dłużej. Papierowe miasta podzielone są na trzy części i to właśnie ta ostatnia część, w której opisana jest szalona przygoda - wielogodzinna podróż minivanem przez całe Stany Zjednoczone, którą odbywają Quentin i jego przyjaciele. To wtedy najczęściej wybuchałam śmiechem (wystarczy, że sobie przypomnę togi chłopaków, pod którymi nie mieli nic i biegając jak w sukienkach, rozpaczliwie poszukiwali normalnych ciuchów).
Samą Margo - tę niedostępną, wyidealizowaną, a jednocześnie bardzo kruchą dziewczynę jakoś niezbyt polubiłam. Uważam, że Quentin po prostu wytworzył sobie w głowie jakiś jej mylny, nieprawdziwy obraz, który nijak ma się do rzeczywistości. Wybory, jakich dokonała wcale mnie nie usatysfakcjonowały.
Papierowe miasta to z pozoru lekka i przyjemna powieść młodzieżowa, która jednocześnie bawi i uczy, między innymi tego, że powinniśmy wybierać taką drogę życiową, która sprawi, że będziemy szczęśliwi. Oczekiwałam powieści na miarę Gwiazd naszych wina, a może nawet lepszej, wnioskując z wielu pozytywnych recenzji, jakich się naczytałam, jednak pod tym względem czuję się odrobinę rozczarowana. Nie znaczy to jednak, że jej nie polecam, wręcz przeciwnie - Green ma naprawdę wielki talent, który można wyczuć na każdej stronie jego powieści.