Powieść „(Nie)odnalezione” ma intrygujący tytuł, niepokojącą okładkę i ciekawy prolog, z którego dowiadujemy się o samobójczej śmierci jakiejś kobiety. Pojawiająca się na początku książki zagadka wciąga, czytamy więc z zaciekawieniem, chcąc szybko dotrzeć do końca i dowiedzieć się, o co chodzi. Zagadki i tajemnice w kolejnych rozdziałach tylko się mnożą. Kim są tajemnicze dzieci?
Głównych bohaterów jest tu kilku. Na początku poznajemy Dianę Minską, potem Gabriela Zajomskiego, a na końcu pojawia się Adam Kowal – policjant. Diana i Gabriel poznali się w szpitalu psychiatrycznym jako nastolatki. Dziewczynka po raz pierwszy trafiła tu w wieku sześciu lat z powodu agresji. Jej rodzice adopcyjni bardzo się starali, ale Diana co jakiś czas musiała wracać na leczenie. Może dlatego, że w domu tylko udawała, że bierze leki? Gabriel stał się jej przyjacielem i powiernikiem, choć był od niej o trzy lata starszy. Ich znajomość przetrwała. Oboje udawali przed światem, że są zdrowi.
Fabuła podzielona jest na części „Wcześniej” i „Teraz”. Akcja dzieje się głównie w szpitalu, ale też w domu Gabriela i Adama. Diana wcześniej była dziewczyną budzącą współczucie. Początkowe rozdziały książki sprawiają, że czytelnik zaczyna lubić tę postać. Właściwa część akcji dzieje się, gdy bohaterka jest już dorosła. Teraz już nie chcemy jej lubić. Pani Minska znów jest w szpitalu psychiatrycznym, bo zrobiła krzywdę swojemu dziecku i mężowi. Niczego nie pamięta. Próbuje sobie przypomnieć. Wciąż pojawiające się zagadki i tajemnice oraz choroby psychiczne sprawiają, że książka ma niesamowity, niepokojący klimat. Trochę mroczny. W dodatku w miarę rozwoju wydarzeń pojawia się tu całkiem dużo nieboszczyków.
Pomimo dość ciekawej i oryginalnej fabuły książka mnie nie urzekła. Wszystko wydaje mi się mało prawdopodobne i płytkie. W jaki sposób policjant Adam dochodzi do rozwiązania zagadki? Otóż znajduje pamiętnik sprawcy. Naprawdę! Autorka zastosowała taki tani, ograny chwyt. Gabriel wszystko opisał. Policja niewiele musiała zrobić. Do pamiętnika też mam wiele zastrzeżeń. Jego autor jest osobą chorą psychicznie, głęboko zaburzoną, a pisze tak logicznie, piękną polszczyzną. W dodatku stosuje liczebniki zbiorowe – dwadzieścioro pięcioro dzieci. Jasne, to poprawne i ładnie wygląda w druku, ale przecież w normalnym życiu nikt tak nie mówi i nie pisze. Dążymy raczej do uproszczeń i skrótowości.
Nie podobały mi się też dialogi, szczególnie te z pierwszej części, gdy bohaterowie to nastolatki. Ich rozmowy są drętwe. Dzieci używają słownictwa nieodpowiedniego do wieku. Czternastoletnia Diana mówi np. „Wiedz, że to nie twoja wina”. Nie znam nastolatki, która tak się wyraża. Może się czepiam? Może tak miało być. W końcu i Diana, i Gabriel są pacjentami szpitala psychiatrycznego, kto ich tam wie, jak mówią i piszą… No ale są jeszcze inne błędy: dziwnie użyte słowa i mnóstwo denerwujących literówek.
Ogólnie książka nie jest zła. Można przeczytać. Pełno w niej zagadek i niejasności, a akcja, która biegnie szybko, jest intrygująca. Niestety nie mamy tu bohatera, którego można podziwiać. Detektyw Adam wypada słabo. Pomimo tego „(Nie)odnalezione” to całkiem fajne czytadło, dość dobrze napisane. Niestety bez polotu, bez tego czegoś, co sprawia, że czytając, mamy świadomość obcowania z prawdziwą literaturą.
Książka z Klubu Recenzenta serwisu nakanapie.pl.