W każdym razie, jeśli o mnie chodzi, to 'Dwie niedźwiedzice' są moim drugim spotkaniem ze współczesną prozą izraelską (pierwsze były 'Sceny z życia wiejskiego' Amosa Oza) i powiem Wam, że zaczynam podejrzewać, że literatura ta jest mocno irytująca... Dobra, ale jest bardzo skupiona na poczuciu żalu, wylewaniu win i smutków. O Polakach mówi się, że jesteśmy narodem zrzędów, ale co mówić o tych opisywanych mieszkańcach małych izraelskich miejscowości? Wszyscy mają do kogoś żal, czują się sfrustrowani i są pełni pretensji do rodziny! I są niezwykle pamiętliwi, bo pamiętają wszystkie złe spojrzenia i gesty im uczynione. Ale nie da się przejść obok tych książek obojętnie.
Więc wróćmy do 'Dwóch niedźwiedzic'. Może zacznę od tego, że myślałam, że to thriller. I siadłam do czytania z oczekiwaniem lekkiej książki. Trochę byłam zdziwiona, że 'Rosyjski romans' ma być książką wybitną, a ta czytadłem, ale pomyślałam, że tak autora 'naszło na lekką książkę'. Ale powieść okazała się być książką wybitną.
Sposób napisania, stopniowane napięcie, problematyka, język, który zmienia się od ogólnego do charakterystycznego dla Ruty w partiach, w których to ona opowiada, subtelne nawiązania do Biblii, symbolika gestów, którymi książka jest nasączona, a które są osadzone w kulturze żydowskiej, i której ja nie znam, a jedynie próbuję wywnioskować z wydarzeń w książce: jakieś obmycia, ruchy rękami, to nie jest nam znane. Niby są, ale jednak nie. To wszystko daje w całości powieść wybitną.
A jednak mnie tak ta książka denerwowała, że z wielką biedą skończyłam ją czytać. I na szczęście nie odłożyłam, bo zakończenie jest świetne, wyjaśnia całość, uciera nosa znienawidzonej przeze mnie bohaterce i każe zastanowić się nad winą i karą oraz nad tym jak wartościujemy ludzi.
Akcja dotyczy rodziny Tawori: 4 pokoleń, wśród których dwie kobiety mają na imię Rut. O ile mnie pamięć nie myli, Rut była postacią z Biblii, nierządnicą, którą Jahwe przeznaczył na żonę któregoś z proroków, a która zdradziła męża ponownie. Idąc tym torem, imię to pasuje do bohaterek. Do pierwszej Rut, która zdradziła męża i do drugiej Rut, która opowiada o rodzinie i która winna się nie czuje.To właśnie ta druga Rut mnie tak denerwowała. To kobieta, która powinna budzić współczucie, bo umarło jej dziecko i szacunek, bo jest nauczycielką Biblii hebrajskiej w szkole, czym obnosi się dookoła i jak może poprawia innych językowo, Nawet męża, z czego uczynili erotyczny rytuał. Ruta czuje się atrakcyjna i dlatego ma żal do męża, że ją ignoruje. Wszystko w sobie uważa za doskonałe: piersi, które widać pod mikroskopem, wysoką sylwetkę biegaczki, a narządy erotyczne uważa za tak niesamowicie zniewalające dla mężczyzn, że kąpie się w szortach. Taki typ, który staje przed lustrem rano i mówi 'Ależ jestem piękna!'. Za błędy życiowe oczywiście obwinia męża. I wszystko pamięta, jak w notesie, przez wiele lat. Ciągle powtarza 'Nieważne', ale uważa wszystko, co ją spotkało za bardzo ważne. Nawet nie fakty, ale to, jak inni wpłynęli na jej uczucia. To, że coś ją zraniło, jest ważniejsze od tego jak to było naprawdę. Tragedia, która złamała ich rodzinę, wydarzyła się 12 lat wcześniej, ale ona PAMIĘTA KAŻDE MRUGNIĘCIE OKIEM MĘŻA, bo trzeba znaleźć ofiarę porażek. Najlepiej innych, jeśli się jest zarozumiałą babą. Jednocześnie swoją rodzinę: dziadka i brata idealizuje, pomimo że oni 'mają bardziej za uszami'. Ale nie da się tek żyć w zaślepieniu, bo końcówka książki pokazała jej, że ludzi nie można oceniać czarno-biało. Dziadek Ze'ew 'utarł jej nosa' już po śmierci. I dobrze, bo zasłużyła.
Przeciwieństwem nieskazitelnej Ruty był jej dziadek Ze'ew, o którym można powiedzieć wszystko, poza tym, ze jest nieskazitelny. To jego dotyczy tajemnica w książce, to on w zasadzie kształtuje życie wielu osób i to on wzbudził moją sympatię, bo był ludzki. To morderca i człowiek mściwy, ale przez to wszystko rozumiejący ludzi i wybaczający im słabości. To przeciwieństwo wnuczki, która nie rozumiała nawet męża, która po takiej tragedii, jaka ich spotkała, pierwsza się od męża odrzuciła i sprawiła, że zamknął się w sobie na 12 lat! I to dziadek uratował go przez nicością, dając mu zajęcie, niczym Syzyfowi.
Życie i zachowanie dziadka Ze'ewa pełne było win, namiętności, dobrych i złych, ale było prawdziwe. Jeśli robił coś źle, to robił to dlatego, że tak w danej chwili czuł. Nie usprawiedliwiał się. Gdy spotyka go śmierć mówi następująco:
'-Zrobiliśmy sobie nawzajem różne rzeczy. Zasłużyłem sobie.' (str. 281).
Ze'ew w swojej zapalczywości jest troszkę biblijny, bo Stary Testament pełny jest proroków, którzy zabijali, byli tchórzliwi lub zapalczywi. To przeciwieństwo wnuczki, która chce być doskonała, a gdy to jej nie wychodzi, bo przypadek sprawia, że jej jedyne dziecko ginie, szuka winy w innych. Sama już nie chce dzieci, 'żeby nie cierpieć znów', ale pozwala, żeby mąż codziennie, dzień po dniu przeżywał scenę, gdy jego syn ginie. Nie widziałam w niej litości. Czy litość była w dziadku? Różnie. Ale w przeciwieństwie do wnuczki potrafił zrozumieć człowieka słabego. Dlatego zięć Ejtan przylgnął do niego.
Książka pokazuje człowieka troszkę rozpartego pomiędzy dobrem i złem, jako ciągle powtarzający się cykl odejścia z raju, ciągle popełniającego grzech pierworodny. Powieść każe zastanowić się nad tym ile jest w nas zła, a ile dobra i które z nich bardziej wpływa na życie człowieka.