„Otarcie się o śmierć zmienia człowieka, zmusza go do ponownej oceny swoich priorytetów, zastanowienia się, czego naprawdę pragnie od życia, i zadanie sobie pytań, czy jego życie ma znaczenie, czy też jedynie dryfuje bezwładnie, wierząc we wszystkie kłamstwa – że jest szczęśliwy, żyjąc samotnie..”
„Ps. Nienawidzę Cię” miałam ochotę przeczytać zaraz po tym, gdy ukazała się jej zapowiedź. Ogólnie do tej pory nie trafiłam jeszcze na książkę od wydawnictwa editio.red, która by mi się nie spodobała, ale też nigdy nie ukrywałam tego, że jestem dość łatwym czytelnikiem, a przewidywalność większości romansów wcale mi nie przeszkadza – co nie znaczy, że nie znalazłam akurat w tej historii elementów, które mnie zaskoczyły.
Historia, jaką poznałam w książce „Ps. Nienawidzę Cię” posiada w sobie niezwykle rzadko spotykany przeze mnie w książkach motyw żołnierza. I choć czytałam kilka takich historii, to nie było ich zbyt wiele.
Właściwie zaczęłam czytać tę historię bez żadnych oczekiwań. Chciałam fajnego i lekkiego romansu , i to właśnie dostałam. Już po tytule domyślałam się, że znajdziemy w tej książce fabułę opartą na listach i to bardzo mi się podobało, choć też nie było tych listów zbyt wiele.
Cała historia zawarta w tej powieści to dla mnie idealny przykład na poszukiwanie właściwej drogi. Czasami droga do prawdy i zrozumienia swoich uczuć jest trudna i wyboista, i tak naprawdę dopiero jakieś bolesne czy wstrząsające przeżycie porusza w nas coś na tyle mocno, że to, co od dawna powinno być dla nas oczywiste, dociera do nas z pełną mocą, i wreszcie okazuje się tym, czego tak naprawdę pragniemy.
Opowieść Maritzy i Isaiaha bardzo mi się podobała. Nie powiem, główny bohater momentami tak mnie irytował, że miałam ochotę nim potrząsnąć, ale powiedzmy, że później się trochę zrehabilitował. Za to postać Maritzy polubiłam od samego początku i jej podejście do życia, szczerość w słowach i czynach była dla piękną wartością.
Co do sposobu, w jaki ta książka jest napisana, a tym samym jak się ją odbieram, to moim zdaniem autorka posługuje się stylem lekkim i prostym, któremu nie brak emocji, a cała fabuła przez nią stworzona była na tyle ciekawa i wciągająca, że przeczytałam ją za jednym zamachem.
Jako że jest to pierwsza wydana u nas książka autorki, mnie swoją powieścią do siebie przekonała i z pewnością sięgnę po pozostałe książki z serii Postscriptum, tym bardziej że każda z nich to historia innej pary bohaterów, a takie cykle książek bardzo lubię.
Jeśli więc szukacie niewymagającego, ale jednak ciekawego i fajnie napisanego romansu, który sprawił, że nie raz się zaśmiałam, ale też kilkukrotnie zakręciła mi się oczach łezka, to historia Maritzy i Isaiaha powinna wam się spodobać. Ja bardzo polubiłam bohaterów i z przyjemnością wam tę książkę polecam.