Miałam już okazję poznać pierwszą powieść tej autorki i nie ukrywam, że bardzo mi się podobała. Choć książka ta była bardzo spokojna i brakowało jej jakieś ciekawszej, porywającej treści, zauroczył mnie sposób pisania Marty Osy i jej poczucie humoru. Liczyłam na to, że teraz będzie podobnie. I wiecie co? Wcale się nie zawiodłam. Wręcz przeciwnie, jestem naprawdę mile zaskoczona, bo według mnie ta jest jeszcze lepsza.
W pewnym sensie można powiedzieć, że ta powieść to kontynuacja poprzedniej. Choć na szczęście jeśli ktoś nie czytał książki "I po cholerę mi to było!", nie będzie miał kłopotu ze zrozumieniem treści tej lektury. Co prawda bardzo dużą rolę odgrywa w tej książce główna bohaterka z pierwszej powieści Marty Osy, ale historia ta dotyczy zupełnie innej sytuacji. A poza tym, gdy autorka nawiązuje do wydarzeń z poprzedniej powieści w skrócie je nam opisuje, wiec na pewno nie poczujemy się zagubieni czy zdezorientowani jeśli nie poznamy tych książek w odpowiedniej kolejności.
"Owce, barany i gminne szykany" to lektura, której akcja rozgrywa się na małej wsi. Jej główną bohaterką jest Lukrecja. Kobieta, która od kilku lat opiekowała się swoją ciężko chorą ciotką. Niestety krewna zmarła pozostawiając kobietę w ogromnym domu, który niegdyś był publiczną szkołą w miasteczku. Jej rodzina mieszkała w tym miejscu od lat. I choć budynek był własnością publiczną wszyscy przyzwyczaili się do tego, że to właśnie Lukrecji rodzina zamieszkiwała to miejsce. Wójt tej wioski obiecywał jej, że po śmierci Flory, to ona stanie się głównym najemcą budynku i będzie mogła mieszkać tam nadal. To bardzo pasowała naszej bohaterce. Bo choć dawna szkoła była budynkiem już mocno zniszczonym to kochała ona to miejsce. A poza tym, własny dom po tym jak owdowiała pozostawiła swoim dzieciom i wnukom.
Jednak niestety nie wszystko potoczyło się tak jak miało być. Wkrótce okazało się, że również wójt, który obiecywał gruszki na wierzbie Lukrecji, oraz jego zastępca mają swoje powody by przejąć ten budynek. Ale to nie koniec kłopotów Lukrecji. Gdy mimo nieoczekiwanej utraty pracy udaje jej się wykupić starą szkołę jej życie staje do góry nogami. Podczas porządków w ogrodzie wraz z przyjaciółmi trafiają na ludzkie szczątki, a gdy rozpoczynają wielkie porządki wśród starych rzeczy zgromadzonych na strychu - odnajdują tam zdjęcia pornograficzne z dawnych lat. Poza tym nagle znajduje się ktoś, kto jest równie bardzo zainteresowany pamiątkami rodzinnymi Lukrecji co ona sama. Świadczą o tym chociażby niespodziewane wizyty nieproszonych gości w środku, nocy, włamania i wypytywanie wśród mieszkańców wsi o historię z życia rodziny Lukrecji. Głosi plotka, że zwłoki w ogrodzie, wydarzenia następujące po ich odnalezieniu oraz wskazówki, które kryją stare sprzęty zgromadzone na strychu mogą doprowadzić jej właścicielkę do wielkiego skarbu. Czy jednak tak się stanie? O tym przeczytacie już sami :)
Muszę przyznać, że ta powieść bardzo mnie wciągnęła. Już od pierwszych stron wiedziałam, że trudno będzie mi się oderwać od tej lektury i tak właśnie było. "Owce, barany i gminne szykany" to nic innego jak powieść kryminalna napisana z wyczuciem i dużą dawką dobrego humoru. Tutaj naprawdę nie ma czasu na nudę. Raz książka trzyma nas w napięciu, innym razem intryguje zagadką, którą przyjaciółki wraz z zaprzyjaźnionym policjantem oraz księdzem tamtejszej parafii starają się rozwikłać, potem razem śledzimy poczynania kobiet podczas odnawiania mocno zniszczonego, ale jakże pięknego budynku, by po chwili odprężyć się wraz z głównymi bohaterkami przy buteleczce metaxy ;) Więc podczas lektury mozemy liczyć na różna doznania, ale z pewnością nie na nudę.
Podsumowując, uważam, że jest to świetna książka dla każdego. Naprawdę bardzo mi się podobała i z ogromną przyjemnością Wam ją polecam. Mam nadzieję, że na tych dwóch powieściach autorka nie skończy i z niecierpliwością czekam na kolejne.