...padłem z wrażenia. Pozytywnego oczywiście.
Z pierwszym opowiadaniem pana Kochańskiego zetknąłem się przy okazji czytania (i recenzowania) „Księgi strachu 2″. Było to „sto dziewięćdziesiąt zapałek”, które, przyznam się szczerze, wywarło na mnie niemałe wrażenie. Opowiadanie w mig powędrowało na szczyt listy moich osobistych rekomendacji ze zbiorku a ja, niewiele myśląc, zainteresowałem się bliżej osobą autora. Teraz, po przeczytaniu jego osobistej antologii, biegam i zachęcam każdego do lektury "Drzwi do piekła".
Do tej pory za polskiego Stephena Kinga uważany był inny, równie ciekawy, twórca, Łukasz Orbitowski. Moim zdaniem, korona, berło i gronostajowy płaszcz należą się zdecydowanie bardziej Kochańskiemu. Chcecie wiedzieć dlaczego? Czytajcie dalej.
„Drzwi do piekła” to tytuł sztampowy. Chyba każdy przyzna mi rację, że podobnych nazw były już setki. Diabły i ogień z doliny Gehenny to towar chodliwy, zawsze i wszędzie. Niestety nie tym razem. Sam tytuł może zniechęcać i raczej nie przykuje uwagi znudzonego czytelnika, znikając pośród setek książek z polską fantastyką na przeciętnej, księgarskiej półce. Jednakże, ci, którzy zaczną czytać na chybił trafił fragment któregokolwiek z opowiadań autora raczej się od zbioru nie oderwą. Trzeba będzie wzywać ochronę lub unieszkodliwić delikwenta chloroformem. Ja, na szczęście, książkę czytałem w domowym zaciszu. Miałem cały czas świata i nikt mi nie przeszkadzał.
„Drzwi do piekła” to czternaście dobrych opowiadań. Od razu piszę „dobrych” bo wybitnie czepiać się nie zamierzam. Dziwne, ale prawdziwe, chyba jestem chory… Część z nich odstaje od reszty i wręcz zachwyca („Pod choinką”, „Sto dziewięćdziesiąt zapałek”), część jest gorsza („Nie wolno wchodzić do łazienki”, „WampiR”), część lepsza. Całość, jednak, trzyma wysoki poziom i są to miniatury do których będzie się wracało po latach. Konstrukcja fabularna każdej z nich to przemyślany, cykający niczym mechanizm szwajcarskiego zegarka, złożony wszechświat. Wstyd się przyznać, ale niektóre z opowiadań czytałem po dwa razy, żeby całkowicie zrozumieć i zachwycić się głębią akcji, kreską nakreślonej fabuły oraz pomysłowością autora.
„Drzwi do piekła” to opowieści z dreszczykiem i fantastyka w najlepszym wydaniu a NIE brutalne horrory. Bliżej im do Weird tales czy „Strefy mroku” niż do „Dziewczyny z sąsiedztwa” lub „Manitou”. Stylistycznie, najbardziej przypominały mi one „Październikową krainę” Bradbury’ego lecz z dużą domieszką słowiańskiej duszy i fantazji. Cała przemoc, groza i inne straszne sceny są w opowiadaniach Kochańskiego zawoalowane i niedopowiedziane. Kochański raz jeszcze udowadnia, że piekło to my sami a najgorsze i najstraszniejsze strachy (czyli boogeyman i inny Czarny Lud) to przeciętne osoby spotykane na ulicach. Przychodzi mi tu na myśl popularny serial animowany o przygodach grupy przyjaciół i strachliwego psa, gdzie za maskami potworów zawsze kryli się ludzie. U Kochańskiego ten motyw czasem powraca w dużo poważniejszym, paranormalnym i przerażającym aspekcie. Oszczędzając nam ćwiartowania, wypruwania flaków i spotkań z przerażającymi potworami, autor skupił się na fenomenalnej narracji, elemencie zaskoczenia a przede wszystkim socjologicznej i psychologicznej głębi swojego przekazu. Gdyby opowiadania Kochańskiego zostały napisane po angielsku i wrzucone anonimowo do sieci z pewnością posądzono by o ich napisanie jakąś zagraniczną sławę w stylu Kinga lub Gaimana.
„Drzwi do piekła” to rozpędzony autobus w którym grasz o życie („Halloween w obcym kraju”), mroczna piwnica w której poznajesz alter ego swojego kochanego dziadka („Śmierć Trolla”) szpital psychiatryczny w którym budzisz się po nieudanym morderstwie („Zły człowiek”) czy choinka pod którą, w alternatywnej rzeczywistości, chowasz się przed morderczym Mikołajem („Pod Choinką”)
„Drzwi do piekła” to świat w którym spotkasz cybernetycznego wampira Mario („WampiR”), przystawiającego pistolet do głowy swojej ofiary rzezimieszka, który kiedyś ujrzał piekło („Drzwi do piekła”), upośledzoną, pięćdziesięciolatkę („Stypa ze strachem na wróble w tle”) i pędzące na ratunek zombie („PP Hades”). Wszystkie postacie ożywione przez Kochańskiego są wiarygodne, i żyją własnym życiem, choćby opisane zostało ono tylko na czterech, pięciu stronach. A to nie lada wyczyn.
„Drzwi do piekła” to zbiór który rekomenduję wam z całą odpowiedzialnością. Nie zawiedziecie się.
„Drzwi do piekła” to … (w miejsce kropek wstaw własny tekst)