Są książki tak mroczne, że trudno się o nich wypowiedzieć. To jedna z nich. „Otchłań” odznacza się niekomfortową, niemal lepką atmosferą. Nie ma tego samego rodzaju niepokoju, który występuje w kryminałach czy horrorach - tamten wydaje się jakiś dalszy, zbyt nieprawdopodobny, żeby się w niego wczuć. W tej książce natomiast przemoc, wstyd i żal są aż nadto realne. Przez to miejscami naprawdę ciężko się czyta. Poruszane motywy, takie jak alkoholizm, przemoc fizyczna i psychiczna, agresja, problemy emocjonalne, obsesje - one wszystkie budzą w czytelniku emocje. Książka nie była jednak źle napisana - akcja była wartka, a narracja sprzyjała szybkiemu przewracaniu kartek. Jedyne co mnie zastanawiało w sposobie pisania, to fakt, że narrator niejako odbija myśli, stany emocjonalne bohaterów, przez co nie do końca wiadomo, czy to po prostu opis ich przeżyć wewnętrznych, czy jakaś nowa wersja niewiarygodnego narratora.
Książka miała potencjał. Z pewnością stanowi dobrą przestrogę przed destrukcyjnym wpływem niezdrowych relacji i o tym, jak samotność może przymusić człowieka do desperackich działań. W dobry sposób pokazane jest również osaczanie młodego chłopca, połączone z narastającą wściekłością i agresją ojczyma. Daje do myślenia pokazywanie traum pokoleniowych. Wewnętrzne rozterki matki wpływają bezpośrednio na dziecko, upośledzając jego poczucie własnej wartości. Łatwo zobaczyć, jak szybko wykształca się u chłopca desperacka potrzeba bycia kochanym. Aspekt psychologiczny wyszedł więc całkiem nieźle, jest jednak parę rzeczy, które mi się nie do końca podobały.
Nie zgodziłabym się z tym, co głosi okładka. „Nie romans - zażyłość”. Relacja bohaterów wychodzi zdecydowanie poza ten opis. Jeśli w początkowych rozdziałach jest jeszcze jakaś czułość czy bliskość, to późnej mamy do czynienia z równią pochyłą. Ciężko się czyta opisy wielokrotnych pobić, „wypadki” zdarzające się co kilka stron, wymuszeń seksualnych, które są rekompensowane zwykłym „kocham cię”, „tylko na tobie mi zależy” itp. Później dzieje się to samo, przy braku jakichkolwiek zmian w zachowaniu czy kata, czy ofiary. Jeśli autor chciał celowo wywołać poczucie pewnego dysonansu, niekomfortowego pogmatwania - brawo, udało mu się. Po pewnym czasie ma się jednak wrażenie, że czyta się w kółko to samo, tylko w delikatnie zmieniających się okolicznościach. Gdyby chociaż widać było, że to pogarsza psychikę bitego, to nie miałabym problemu; chodzi o to, że po nim trochę to spływa jak po kaczce.
Uważam kreacje postaci również za trochę niewiarygodne. Feargal jest ofiarą w każdym możliwym aspekcie - poniżany, bity w szkole, przez swojego pasierba, niechciany przez matkę. Dziadek, który jako jedyny się nim interesował również okazał się być zły i nie zostawił wnukowi nic w testamencie. Nie widzę powodu, dla którego nie mógłby mieć choć jednej przyjaznej duszy w otoczeniu. Jeśli to miało być podkreślenie samotności w życiu, to średnio wyszło, bo postawienie całego świata przeciwko bohaterowi wydaje się z lekka wymuszone. Nie podobały mi się też nagłe przemiany matki. Dosłownie w dwie strony z cnotliwej, pokornej niewiasty zmienia się w wyzwoloną bestię, która będzie korzystać z życia ile wlezie. Stare zachowania znikają od razu, brak jakiegoś zawahania się, czy starych nawyków z przeszłości. Przemiana przed śmiercią była jeszcze bardziej nieprawdopodobna, bo nic nie wskazywało na to, że zmieniły się jej odczucia do syna. Całe życie uważała go za najgorsze zło, skąd nagle ten spóźniony szacunek?
Książka nie jest zła. Na pewno podaje historię w sposób przystępny, a szybkość akcji zachęca do czytania. Ma jednak wiele mankamentów, które sprawiają, że historia staje się powierzchowna, spłycona. Ciągłe dodawanie nowych wątków tworzy plątaninę, która zaczyna przypominać telenowelę. Mimo wszystko przyznaję, że ciężko jest wybronić się, wybierając kontrowersyjny, trudny do opisania temat. Autorka ma przyjemny w odbiorze styl, więc liczę na poprawę w kolejnych książkach.