Jacek Piekara to z bez wątpienia jeden z najbardziej poczytnych polskich autorów fantasy. Jego twórczość jest znana każdemu szanującemu się fanowi fantastyki. Mordimer, Arivald i spółka to bohaterowie, o których chce się czytać. Wydaje mi się jednak, że "Rycerz Kielichów" to pozycja o wiele słabsza i niegodna postawienia jej, obok innych tytułów autora.
Fabuła to w dużym skrócie kalka ze "Smoka i Jerzego" Gordona R.Dicksona. Nieznany nam człowiek z czasów współczesnych trafia do świata fantasy (takiego z księżniczkami do uratowania i tyranami do obalenia) i ma "poherosić" się. Z tym, że tutaj nie jest on smokiem, acz przystojnym rycerzo-bardo-legendą , a smoka ma w standardowym wyposażeniu. Drugą książką do której ta pozycja jest podobna, to wydana rok później "Toy Wars" Andrzeja Ziemiańskiego. Tu mamy bliźniaczy motyw "śnienia" świata, którego oddziaływanie na świat realny jest przerażająco realne. Wydaje mi się też, że Piekara wzorował się po części na "Matrix"-ie, albowiem do pewnego momentu nie wiemy który z przedstawionych... planów, jest realny. Mimo wszystko fabuła jest ciekawa i wciąga. A wszystko zaczyna się niewinnie. Do nieznanego nam z imienia bohatera, podchodzi na ulicy dziewczyna i mówi: "Mogę śnić dla Ciebie". Bohater to ignoruje, jednakże dalsze wydarzenia powodują, że zgadza się na jej propozycje. Okazuje się, że sny te dla pewnych ludzi są bardzo niewygodne i dlatego musi on uciekać przed nimi, jednocześnie prowadząc śledztwo w swoich snach.
Książkę czyta się świetnie, zwroty akcji, "flashbacki" bohatera i mieszanie się dwóch światów, sprawiają że przez 327 stron nie odrywałem oczu od tekstu. Jest tylko jedno "ale". To wszystko kończy się tak nagle, zostawiając nas bez informacji o co tak na prawdę chodziło. Jest to tym bardziej irytujące, że nigdzie nie można znaleźć informacji o ewentualnej kontynuacji, a przez to powieść wydaje się być zarzuconym projektem, który wydano myśląc że nazwisko autora "nakręci sprzedaż". Chciałbym też dodać, że na prawdę wszystko jest w tej książce idealne poza tym. Fabuła, świat, sylwetki bohaterów. Wszystko to byłoby podwaliną pod idealną książkę. Ale to w jaki sposób się kończy ( a w zasadzie nie kończy) powoduje, że nie mogę zrozumieć intencji autora. Aż ciśnie mi się na usta sugestia, jakoby genialny autor opowiadań, nie napisał ani jednej dobrej powieści. Bo ani "Płomień i Krzyż", ani, tym bardziej, "Rycerz Kielichów" furory nie robią. Nadal jest to napisane świetnym językiem i dobrze się czyta, ale co z tego że ładna butelka, skoro wino cierpkie. Moja mama powiedziałaby wręcz, że "ładna miska jeść nie daje" i podobnie jest z tym utworem. Po jego skończeniu najpierw nie mogłem uwierzyć, że to koniec. Potem zacząłem szukać informacji o kontynuacji. Gdy nie znalazłem niczego zdenerwowałem się, a potem jeszcze raz spróbowałem znaleźć, chociażby plotkę. I znowu nic! Na dodatek na koniec zamiast trzech kropek, czy słów "ciąg dalszy nastąpi" żegna nas smutne słowo "Koniec". co chyba ostatecznie rozwiewa wszelkie kwestie. Pozostaje mieć nadzieję, że Piekara jednak zlituje się nad nami i wypuści kontynuacje, choćby w formie e-booka, czy opowiadania, dołączonego do jego innej książki.
Czy jednak warto wydać pieniądze na utwór tak niekompletny. Od jego premiery minęły cztery lata, ale wydawnictwo runa "uraczyło nas" reedycją o zmienionej szacie graficznej, więc książka jest teraz łatwo dostępna. Jeżeli ktoś lubi fantazjować, czy też podciągnąć swój warsztat pisaniem kontynuacji to czemu nie. Jeżeli ktoś ma nadzieje na szybką kontynuacje, to również książka dla niego. I mimo iż na prawdę nie lubię źle oceniać moich ulubionych autorów to w tym przypadku muszę być bezlitosny.
"Rycerz Kielichów" to powieść genialna w stylu i okropna w treści. Nie wiem, jak można wypuścić coś niedokończonego, czego nie ma zamiaru się kontynuować. Nie rozumiem jak można naciągnąć fanów spragnionych kolejnych książek Jacka Piekary, na coś tak kiepskiego. Nie rozumiem, jakim cudem taka książka doczekała się reedycji. Po jej przeczytaniu czuję się oszukany. To tak jakby ktoś obiecał mi wycieczkę do Disney Landu, a zabrał mnie do wesołego miasteczka w Pcimiu Dolnym.