Dzięki uprzejmości serwisu nakanapie.pl trafiła niedawno do mnie wydana przez Wydawnictwo Runa książka autorstwa Jacka Piekary „Rycerz kielichów”.
Z twórczością Jacka Piekary miałem okazję zetknąć się już dość dawno temu. Miało to miejsce za sprawą kupionej na przecenie broszurowej książeczki pt „Imperium – smoki Haldoru”. Ksiązka była koszmarna, nie trzymająca się kupy fabuła, grafomański język i coś, co skłoniło mnie jednak do sięgnięcia kilka lat później po zbiór opowiadań o przygodach Arivalda z Wybrzeża, „podrabianego” maga. Tu już było zdecydowanie lepiej i dalej już było z górki. Wszystkie części cyklu inkwizytorskiego o Mordimerze Madderdinie, a teraz „Rycerz kielichów”. Z okładki patrzy na nas przystojny rycerz wsparty na głowie smoka, wyposażony w ogromny lśniący miecz, nic tylko czytać.
Książka opowiada o losach nieznanego nam z imienia współczesnego mężczyzny, który za sprawą nieznajomej dziewczyny i jej snów przenosi się do innego świata. W dzień zajmuje się niezbyt interesująca pracą, a co noc trafia w wir przygód, stając się człowiekiem o którym w tym świecie śpiewa się pieśni, stając się Lanne Lloch l'Annah - tytułowym rycerzem kielichów. Sen coraz bardziej go absorbuje i wciąga, ale okazuje się, że dziewczyna która śni go dla naszego bohatera skrywa jakąś tajemnicę. Ktoś próbuje ją zabić , co sprawia, że oboje decydują się na wyjazd do Grecji, aby ukryć się przed prześladowcami i móc kontynuować przygodę ze snów.
Piekara wykorzystuje znany z wielu pozycji fantasy motyw przeniesienia ludzi z naszej rzeczywistości do magicznego świata, podobny zabieg zastosował na przykład Poul Anderson w znakomitej powieści „Trzy serca i trzy lwy”, czy nawet C.S. Lewis w opowieściach z Narnii. Pomysł mimo tego, że często eksploatowany to jednak za każdym razem niesie ze sobą potencjał interesujący dla czytelnika. Pojawia się też coś na kształt magicznych kart znanych nam z opowieści o Amberze Rogera Zelaznego.
Książkę czyta się przyjemnie, akcja pędzi do przodu, główny bohater nie budzi w nas żadnych negatywnych emocji. I tu pojawia się pewien problem, praktycznie cała książka nie budzi żadnych emocji, ani negatywnych, ani pozytywnych.
Miałem okazję przeczytać wiele książek nazywanych pogardliwie czytadłami, czasem lepszych, czasem gorszych. Napisanych sprawnie i napisanych słabo , nie niosących ze sobą nic więcej poza to, że były „gumą do żucia dla oczu”. Pierwszy raz jednak mam do czynienia z czymś takim jak „Rycerz kielichów”. Książka czyta się, Piekara świetnie operuje językiem, pomysł fajny i nic z tego interesującego nie wynika. Mam wrażenie, że mamy do czynienia z czymś takim jak otwarta fabuła. Często spotykamy się w literaturze z otwartym zakończeniem, gdzie czytelnik może sam „dopowiedzieć” co było dalej. W „Rycerzu kielichów” powinniśmy chyba „dopowiedzieć” sobie tak z jedną trzecią fabuły, nie wiemy kto i po co przysłał bohaterowi śniącą dziewczynę, nie wiemy jaki tak naprawdę jest cel jego przygód we śnie, a wyjaśnienia które pojawiają się pod koniec fabuły tak naprawdę dodają więcej pytań niż wyjaśniają .
Książkę mogę zdecydowanie polecić tylko jednej grupie ludzi. Miłośnikom fanfiction, którzy na jej bazie chcą napisać coś swojego, potraktować „Rycerza kielichów” jako punkt wyjścia dla własnej twórczości. Pozostałym proponuję sięgnąć po jakieś inne książki z Runy, są zdecydowanie bardziej warte uwagi. No chyba, że Piekara ma w zanadrzu jakiś dalszy ciąg.