Szczęśliwie się złożyło, że temat śmierci nie jest w mojej rodzinie tematem tabu. Oczywiście nie spotykamy się na cotygodniowych obiadkach i nie omawiamy krok po kroku wyobrażeń o własnych pogrzebach, ale rady autorki w stylu „porozmawiaj z najbliższymi, powiedz, czego oczekujesz” mam już dawno za sobą. Fakt faktem, że przez obecny stan prawny wybór jest niewielki.
I to pierwsza rzecz jakiej się dowiadujemy. O Matyldo! Jacy my zacofani, jak przestarzały funkcjonuje u nas system. Prawdopodobnie przed oczami macie hollywoodzkie rozsypywanie prochów w wybranym, bliskim waszemu sercu miejscu. Nie liczcie na to. Ustawa funeralna, że tak skrótowo ją nazwę, jest z lat pięćdziesiątych! Jak się świat zmienił sami dobrze wiecie.
No to jeśli mamy wybór tylko pomiędzy klasycznym pogrzebem z trumną albo kremacją to może przynajmniej kwestie branżowe są świetnie uregulowane? Tak? Oczywiście że nie! Jak informuje Małgorzata Węglarz – każdy, dosłownie KAŻDY może założyć własne przedsiębiorstwo pogrzebowe. I niewymagane są żadne pozwolenia, sanepidy, a nawet chłodnie. Tych błędów systemowych jest więcej i na nie szczególnie zwraca uwagę autorka. Włosy się jeżą na głowie. Nie będę o wszystkich wspominać, jeśli chcecie wiedzieć to sięgnijcie po książkę.
Żeby nie było, pani Węglarz przybliża nie tylko zawody stricto związane z branżą pogrzebową, ale też nowe figury takie jak towarzyszka śmierci, doula umierania i inne. Czyli osoby, które wspierają umierających i ich rodziny. To bardziej przyjaciele czy terapeuci pomagający w ostatnich dniach/tygodniach/miesiącach życia. Nie wiedziałam, że w Polsce takie zawody istnieją. Szkoda, że autorka nie pokusiła się o rozpoznanie tematu w kwestii finansowej (nie chodzi mi o informację ile zarabiają, a raczej o to jak to wygląda – skoro to towarzysze śmierci to aspekt pieniężny musi być bardzo delikatny).
Podobało mi się zasygnalizowanie nowych metod grzebania (a fuu, jakie to brzydkie słowo), czyli alternatyw jakie pojawiają się na świecie. Tych bardziej eko i bliższych człowiekowi. Niestety, temat został ledwie liźnięty. Dowiadujemy się, że hydroliza alkaiczna/resomacja jest bardziej ekologiczna od kremacji, ale na ile i co się dokładnie dzieje z płynami, które powstają? Nie wiem, muszę poczytać w internecie. Można też stać się nawozem pod „nowe życie”, ale co się dzieje z kośćmi? Znowu nie wiem, znowu muszę poszperać. To oczywiście drobnostki dla dociekliwych, w końcu to reportaż o branży pogrzebowej a nie dokładne badania i statystyki oddziaływania na środowisko.
Jako że lubię się czepiać to zwrócę uwagę jeszcze na techniczny aspekt książki. W pierwszej chwili przeraził mnie rozmiar fontu, bo jest to czcionka bezszeryfowa, geometryczna, przejrzysta. Czyli innymi słowy bez ozdobników. Przy tym wyborze pokusiłabym się o minimalnie mniejszy rozmiar. Tylko wtedy mielibyśmy o kilka(naście) stron mniej, a wiemy, że wydawnictwa wolą więcej. Druga rzecz, która mnie niezmiernie irytuje we wszystkich książkach, to przypisy na końcu a nie bezpośrednio pod tekstem. Nawet jeśli to „tylko” przypisy źródłowe. Lubię wiedzieć, nie lubię niepotrzebnego przewracania kartek.
Podsumowując - jest to solidny reportaż o branży pogrzebowej i okołośmiertnej w Polsce. Nie powiedziałabym, żeby odkryto przede mną tajemnice, raczej autorka wykazała się próbą obalenia mitów jakie funkcjonują w naszym społeczeństwie, a także chęcią ożywienia śmierci w rozmowach z najbliższymi. Bo przecież już dawno zostało powiedziane, że każdy dzień nas do niej przybliża.
Książkę otrzymałam z Klubu Recenzenta serwisu nakanapie.pl.