"Feral" nie jest książką, którą mogłabym z czymś porównać. Nie ma w niej wampirów, aniołów, wilkołaków, ani magii jaką znamy, a mimo wciąga nas w swój paranormalny klimat. Wyobraźmy sobie, że gdzieś na Ziemi jest ukryte miasto, do którego nie można się w żaden sposób dostać. Ludzie twierdzą, że słyszą śmiech dzieci dobiegający z lasu, w którym nikogo nie ma. To właśnie w tym lesie, gdzieś na samym końcu świata została ukryta Nowa Atlantyda. Miasto ma na celu zostać przyszłością ludzkości, w której jednostki będą oceniane wedle swojej pracowitości, a nie dzięki dziedziczonej pozycją. W nowym świecie zostanie wyeliminowana przemoc, głód, bieda i pozostałe plagi naszych czasów. Piękna idea, prawda? Szkoda tylko, że za pięknymi ideami ciągną się okrutne wady...
Szesnastoletnia Feral jest kadetem w Nowej Atlantydzie. Była szkolona od najmłodszych lat przez mistrzów, którzy uwielbiają surowo karać za najmniejsze słabości. Dziewczyna nie zna miłości, nie wie czym jest troska i współczucie, bo nie jest to potrzebne idealnym zabójcom. Nie boi się bólu i prawie go już nie odczuwa, bo nie wiele może się równać z karami, jakie musiała znosić jako mała dziewczynka oraz licznymi operacjami w krypcie, kiedy wszczepiali jej kości i geny wilka, by uczynić z niej chimerę. Nie była jedynym dzieckiem, które umieszczono w krypcie, ale jedną z nielicznych, która przeżyła przeminę. Śmiertelnie niebezpieczny i dziki dziwoląg - tak przez pozostałych jest postrzegana. Jednak Feral kocha swoje miasto i chce tam być, choć nie może przez swoją zdradę. Kiedy z laboratorium ucieka chłopak, coś, a raczej ktoś sprawia, że Feral pomaga mu w ucieczce, zabijając przy tym jednego ze swoich mistrzów - w tym momencie właśnie zdradziła Miasto. Tym kimś, kto wpłynął na jej decyzję była Amber. Jej jedyna przyjaciółka, która przez zabiegi w krypcie potrafi wejść do ludzkich umysłów oraz widzi ich najbliższą przyszłość. To właśnie Amber pomaga w ucieczce Feral i Crowa. Tak naprawdę ich ucieczka jest dopiero wstępem do tej niesamowitej historii.
Feral jest fantastyczną postacią. Jest dzika, jest niebezpieczna, ma bałagan emocjonalny, z którym właściwie zupełnie sobie nie radzi, ale gdy trzeba przetrwać lub przechytrzyć wroga idzie na całość, bez zbędnych skrupułów. Kibicowanie jej jest tak naturalne, jak oddychanie. A teraz szybciutko przejdźmy do Crowa i wyjaśnijmy sobie jedno: UWIELBIAM GO! Mimo, że nie ma go zbyt dużo ( a przynajmniej nie tyle, ile bym sobie tego życzyła), to i tak rozpływam się przy każdej scenie z jego udziałem. Taki słodki i rozkoszny z niego chłopak. No co? Mam słabość do zranionych chłopców, a tego aż chciałoby się momentami przytulic i powiedzieć, że wszystko będzie dobrze. Resztę postaci można podzielić na dwie grupy. Jedna zawiera postacie interesujące i dobrze wykreowane. Druga grupa zwiera niestety samych bohaterów nieciekawych, bezkształtnych i stanowiących jedynie tło. Obie grupy są mniej więcej sobie równe.
Wszelkiego typu opisy były dobrze skonstruowane i bardzo zręcznie malowały w mojej głowie wizje przedstawionego świata. Niestety wszechwiedzący, trzecioosobowy narrator relacjonował wydarzenia z perspektywy wielu bohaterów i przeskakiwał między nimi bez żadnego ostrzeżenia, toteż bardzo łatwo można było się pogubić w fabule. Kate Wild posiada bardzo prosty styl pisania, przez co książka jest lekką i przyjemną lekturą godną polecenia praktycznie wszystkim.