Tom szesnasty cyklu o Jacku Reacherze. Zwykle jest on w powieściach Lee Childa przedstawiany jako były żandarm – taki wojskowy policjant śledczy – wędrujący właściwie bez określonego celu po Ameryce i pakujący się co chwila w różne tarapaty; niektóre bardzo poważne. „Ostatnia sprawa” jest czymś w rodzaju prequela (neologizm złożony z przedrostka „pre-” łac. „przed” i „sequel” – "kontynuacja", oznaczający utwór, w tym przypadku literacki, opowiadający wydarzenia wcześniejsze niż opisane we wcześniejszych tomach). Przeczytałem większość, jeśli nie wszystkie, tomy z tego cyklu i wydaje mi się, że to jedyny, w którym autor wyjaśnia, co, jak i dlaczego się stało, podczas ostatniej sprawy majora Reachera, po której, i w związku z którą, opuścił wojsko.
Miałem trzydzieści sześć lat i byłem obywatelem kraju, którego niemal nie znałem. Było w nim mnóstwo miejsc do odwiedzenia i rzeczy do zobaczenia. Czekały na mnie wielkie miasta i wiejskie krajobrazy. Czekały góry i doliny. Czekały rzeki. Czekały muzea, muzyka, motele, kluby, knajpy, bary i autobusy. Pola bitew i miejsca urodzenia słynnych ludzi, legendy oraz drogi. Czekało towarzystwo innych, jeśli sobie tego zażyczę, lub samotność. Wyszedłem na pierwszą z brzegu drogę, postawiłem jedną stopę na poboczu, drugą wysunąłem na jezdnię i uniosłem rękę z wystawionym kciukiem.
Fabuła „Ostatniej sprawy” zaczyna się trochę jakby od środka. Major Jack Reacher wybiera się do Pentagonu (siedziba Departamentu Obrony Stanów Zjednoczonych w Arlington w stanie Wirginia, zbudowana na planie pięciokąta – stąd popularna nazwa), gdzie spodziewa się, choć nie wiadomo jeszcze dlaczego, jakiejś konfrontacji, może próby siłowego zatrzymania go. W jednym ze stanowisk kontrolnych ochrona uważnie przygląda się jego twarzy i zdjęciu z jego legitymacji, przenosząc kilka razy wzrok z jednego na drugie i ostatecznie go przepuszcza. Ale… zaraz, zaraz… Na początku powieści napisano, że Reacher nie posiada żadnego dokumentu ze zdjęciem, wiec jak to? Na szczęście, a może na nieszczęście, nie jest to żaden tajemniczy element fabuły, ale zwykłe niechlujstwo redaktora lub wydawcy, aroganckie lekceważenie czytelników, którzy pewnie są tak durni, że nie zauważą, nie zapamiętają, nie rozumieją, co czytają.
Tu następuje cofnięcie się w czasie; jest rok 1997. Dowódca, może nawet przyjaciel Reachera, wysłał go do Carter Crossing, niewielkiego miasteczka w Missisipi, funkcjonującego tylko dzięki bazie wojskowej komandosów, znanej jako Fort Kelham. Problem dotyczy dwudziestosiedmioletniej kobiety, Janice May Chapman, która zginęła gwałtowną śmiercią (poderżnięto jej gardło) w zaułku na tyłach głównej ulicy Carter Crossing. Kolejnym problemem jest to, że kompanią Bravo dowodzi niejaki Reed Riley, syn senatora Rileya.
Na miejscu Reacher dowiaduje się, że Janice May Chapman, biała, atrakcyjna, nie jest pierwszą ofiarą; kilka miesięcy wcześniej zginęły tam dwie inne, młode, ładne kobiety. Jednak tamte nikogo specjalnie nie zainteresowały – były czarne.
Narasta napięcie – mieszkańcy miasteczka obwiniają żołnierzy, a żołnierze cywili. Giną kolejne osoby.
Bardzo dobra, brutalna powieść sensacyjna. Choć zakończenie odrobinę naciągane, to jednak uważam, że jedna z lepszych z cyklu o Jacku Reacherze.