Sława nie zawsze jest idyllą. Najpierw pozwala urzeczywistnić marzenia, zachować stabilność finansową, stać się rozpoznawalnym, a może nawet kochanym przez miliony. Tak to jest w życiu, że wszystko ma drugą stronę medalu, a bajka może okazać się naszym prywatnym koszmarem. Horrorem, z którym musimy zmierzyć się wstając każdego dnia z łóżka. Dopiero wtedy dociera przykra i oczywista prawda, że pieniądze i rozpoznawalność szczęścia nie dają. A prywatność nie ma swojej ceny.
Kontynuacja bestsellerowej powieści Niny Reichter. Pełna napięcia, romantyczna opowieść o miłości w szponach show-biznesu. Poznaj tom III cyklu "Ostatnia spowiedź".
Bradin i Ally żyją spokojnie, są zaręczeni. Ale show-biznes nie zapomina o tych, których raz pochwycił w swe sidła. Bradin nadal żyje w sieci zależności. Producenci, wytwórnia, kontrakt płytowy. Słupki sprzedaży. Świat bez sentymentów. Gdy Violet La Roch odkrywa przed mediami prawdę o swoim dawnym związku z Bradinem, wszystko zaczyna się walić. Jedno kłamstwo pociąga za sobą drugie. Znajdują się ludzie, którym zależy, by zniszczyć wokalistę Bitter Grace. I okazuje się, że poukładane życie to domek z kart, nic bardziej trwałego od snu. Co zrobić, gdy szaleńcza, mająca trwać wiecznie miłość nagle się skończyła… a Ally nadal mieszka w obcym kraju, wprawdzie z karierą, ale bez rodziny i z sercem rozbitym w drzazgi?
Miłość, zazdrość, show-biznes. Ostatnia spowiedź
Poczuj, jak kocha ten, którego kochają tysiące…
Ostatnia część, to i czas na domknięcie wszystkich wątków, spojrzenie na bohaterów z perspektywy całej trylogii, ale jest czas przede wszystkim pożegnań. Czy będzie to pożegnania z nutką tęsknoty, smutku czy może rozczarowania i ulgi?
Byłam bardzo zaskoczona, kiedy dowiedziałam, że pani Nina Reichter urodziła się w Polsce. Aktualnie mieszka z mężem w Niemczech, ale mimo wszystko czuje dumę, że nasza rodaczka osiągnęła taki sukces.
Sama fabuła jest banalna. Sławny wokalista zakochuje się w dziewczynie, którą spotyka zupełnie przez przypadek. Dwa światy i tysiące powodów, dla których nie powinni być razem. Kreatywność na pewno nie ma najmniejszych szans na nadwyrężenie. Kiedy stopniowo dodawany zostaje trójkąt miłosny, śpiączka głównego bohatera, zdrady, miłość przeplatana z rozczarowaniem, jestem prawie pewna, że pani Reichter ma w sobie potencjał do stworzenia scenariusza na kolejnego tasiemca rodem z Ameryki Południowej. I kiedy cała seria zostaje przeze mnie starannie zaszufladkowana, w moje ręce trafia tom trzeci, i zaczyna mnie niespodziewanie porywać.
Emocje to atut bezapelacyjny tej powieści. Każda strona naszpikowana jest nimi do tego stopnia, że największy twardziej zmięknie pod ich wpływem. Już w poprzednich tomach można było dostrzec, że ‘uczuciowe pisanie’ to główna broń autorki. Jednak w tej części to wszystko nabrało innych barw, myślę, że głównie przez poprawę stylu pisania pani Reichter. Trochę jakby dwa pierwsze tomy były rozgrzewką przed bombą rzuconą prosto w serce czytelnika. Na książce powinien widnieć napis „Uwaga! Emocje zawarte w książce wywołują niemal brutalne konsekwencje w twoim wnętrzu.”
Wiem, nie powinnam. Jak mówi klasyk, nie chcem ale muszem. Pewien wątek raził mnie w oczy do tego stopnia, że niemal musiałam je mrużyć, aby przetrzymać jakoś w trakcie czytania. Czy naprawdę największym priorytetem dwudziestolatki jest macierzyństwo? Mam nie wiele więcej i nawet ta myśl nie przechodzi mi przez myśl, a co dopiero wyznaczać to jako aktualny cel. Jasne, każdy jest inny i każdy ma prawo do własnych marzeń czy decyzji. Ale i tak mi się wydaje to mało wiarygodne, a bardziej stereotypowe.
Do tej serii zachęciła mnie informacja, o tym, co było inspiracją dla napisania tej historii. Pewnie większość zna niemiecki zespół Tokio Hotel, które parę lat temu rządził i dzielił na rynku muzycznym w Europie. Wiele fanów doprowadził do takiego stanu, że zaczęli pisać o nich wymyślone historie, zwane fan fiction. Pani Nina Reichter była wśród nich. Zwykła blogerka, która swoją wyobraźnią podbiła serca tysięcy fanów. Zainteresowanie było do tego stopnia duże, że wprost z bloga, opowieść Ally i Brandina, trafiła na półki księgarni. Imponujące. Wystarczyła mała zmiana imion i nazwisk. I prawdopodobnie z powodu, takich a nie innych korzeni tej trylogii, zostały przemycone do niej zabiegi, które powieściopisarze raczej nie stosują, a za to nam blogerom są dobrze znane, chodzi mi o nazwach piosenek przed rozdziałami, ich krótkość czy też przerywanie w kulminacyjnych scenach, aby zwiększyć napięcie.
Czy tylko mi geneza powstanie tych powieści przypomina historię Kopciuszka?
W tej książce znajdziecie całą paletę emocji tak prawdziwych i ludzkich jak to tylko możliwe. Język, którym jest napisana hipnotyzuje, a bohaterowie wychodzą z papierowych kartek, aby opowiedzieć swoją historię. Natomiast samo zakończenie sprawi, że jeszcze długo żadna historia miłosna nie będzie mogła dorównać tej, opowiedzianej podczas Ostatniej spowiedzi.