Tematyką wykonywania wyroków śmierci zainteresowałam się zupełnym przypadkiem i nie będę ukrywać, że mi się nie spodobało. Dzięki uprzejmości Wydawnictwa Aktywa miałam możliwość przeczytać już powieści z cyklu Rozmowy z katem: "Dziennik kata" Johna Ellisa, "Doświadczenia kata" Jamesa Berry'ego oraz "Ostatni kat" Chavoreta Jaruboona.
Dwie pierwsze pozycje skupiały się na wykonywaniu wyroków śmierci w przeszłości, natomiast ostatnia książka jest, można powiedzieć, osadzona we współczesności. Tym razem jednak "Ostatni kat" zabiera nas do Tajlandii, co jest dodatkowym, ciekawym doświadczeniem. Na "deser" zostawiłam sobie "Spowiedź polskiego kata", który jak dotąd zamyka cykl Rozmów z katem.
***
Z okładki patrzy na nas dumny, spokojny człowiek. To zadziwiające (a może właśnie taka jest cecha charakterystyczna osób, które podjęły się tego niechlubnego fachu), że tak samo jak panowie Ellis i Berry, oraz Chavoret Jaruboon to ludzie szanujący życie każdego człowieka, wyrozumiali, na wskroś odpowiedzialni, opanowani (co nie znaczy, że wykonywanie obowiązków było dla nich łatwe i przyjemne - wystarczy przeczytać jak zakończyła się historia Johna Ellisa). To nie ludzie, którym przyjemność sprawia zadawanie śmierci, ani czerpiący z tego powodu satysfakcję. Bohater, a zarazem narrator, w poszukiwaniu swojej życiowej drogi trafił do Centralnego Więzienia Bang Kwang jako strażnik, później awansując aż do uzyskania statusu kata.
Wykonywanie wyroków śmierci poprzez rozstrzelanie jest dla mnie zdecydowanie dużo bardziej brutalne (choć osoba pociągająca za spust, nie widziała skazańca - o szczegółach przeczytacie w publikacji) niż powieszenie. Chociaż w obu przypadkach coś może pójść nie tak i o takiej sytuacji również pisze autor. Zdecydowanie wspomniana scena jest dla ludzi o mocnych nerwach.
Oczywiście jak wyglądało miejsce do rozstrzeliwań można sobie bez problemu wyszukać w Internecie, w książce jednak znajdziecie kilka fotografii przedstawiającego bohatera oraz komorę egzekucyjną, w której wykonał w sumie 55 wyroków śmierci. Powiem Wam, że jest w tych zdjęciach coś... strasznego. Być może świadomość brutalności takiej formy kary śmierci (nie da się strzelając uniknąć rozlewu krwi)? A może fakt, iż miało to miejsce tak stosunkowo niedawno? Trudno mi ocenić jednoznacznie.
***
Nie od razu wkraczamy za mury więzienia Bang Kwang. Chavoret Jaruboon najpierw daje się dobrze poznać czytelnikowi. Nie skupia się tylko i wyłącznie na opowiadaniu o swoich fachu, który niezależnie od szerokości geograficznej nie ma swoich fanów. Poznajemy więc dzieciństwo Jaruboona, jego muzyczną karierę oraz pracę w więzieniu, na którą siłą rzeczy poświęcił najwięcej miejsca.
Autor nie szczędzi swoim czytelnikom także historii niektórych skazańców: czego się dopuścili i jakie były ich ostatnie chwile.
Jaruboon pokazuje również jak ważną rolę wykonywały osoby należące do drużyny egzekucyjnej. To oni jako ostatni przebywali ze skazańcem, oni przywiązywali go do słupa, oni zaś po wykonaniu wyroku musieli wynieść ciała.
"Już napisałem, dlaczego moim zdaniem najgorszą robotę wykonywali ci, którzy eskortowali skazańca. Spojrzenie, jakie posyła Ci więzień, kiedy przychodzisz po niego do celi, przenika cię do żywego. Kiedy nie mogę zasnąć, to widzę oczy skazańców przepełnione trwogą."
Jaruboon przez ponad dziesięć lat pełnił ważną rolę w takiej właśnie drużynie. Jego relacja jest więc poparta ogromnym doświadczeniem.
***
Pomimo ciężkości tematyki całość napisana jest niezwykle lekko, przy czym pozbawiona jest archaiczności języka, jaki towarzyszyła dwóm wcześniej czytanym powieściom tej serii. Niezwykłą zaletą tej publikacji było dla mnie (mam nadzieję, że i dla części Was również) było pokazanie egzotyki i odmiennej mentalności Tajlandii.
"Byłem z tych, którzy widzą wściekłego słonia tam, gdzie była tylko mała mrówka, ale z czasem bardzo się uspokoiłem. Napatrzyłem się na okropności, lecz pomogły mi one docenić w życiu rzeczy dobre, te drobne i te wielkie."
Jeżeli lubicie publikacje oparte na faktach, oraz wspomnianą tematykę polecam Wam "Ostatniego kata". Z pewnością się nie zawiedziecie.