Marta Kruczek urodziła się 13 sierpnia 1992 roku we Wrocławiu. Od dziesięciu lat mieszka wraz z rodziną w zachodnich Niemczech, gdzie skończyła szkołę, a obecnie pracuje oraz studiuje ekonomikę i zarządzanie. Ci inni za murem to jej debiut literacki.
Lubię sięgać po książki debiutantów. W taki sposób trafiłam na książkę Marty Kruczek na platformie dla czytelników
Czytampierwszy.pl Grafika na okładce może niejedną osobę zmylić, bo wygląda jakby miała nas przenieść na ulicy Warszawy podczas Powstania Warszawskiego. Jednak uspokajam tych, którzy tematyki wojennej nie trawią, to nie jest o tym książka. Ci inni za murem to historia o… Zombie.
Wikipedia mówi (z resztą znamy to z popkultury), że Zombie to osoba martwa, powstająca z grobu i starająca się zaspokoić żądzę krwi poprzez konsumpcję świeżego ludzkiego mięsa lub mózgu. Kto nie widział choćby jednego z filmów o Zombie z serii Żywe trupy? Ale postarajcie się przed lekturą książki Kruczek zapomnieć o tym schemacie, bo w jej historii nie ma nic z tych filmów. Zombie (z braku innej nazwy) są i żyją obok nas, choć odgrodzone od świata normalnych, zdrowych ludzi. A kim są Zombie w powieści Marty Kruczek? To nieszczęśliwcy, którzy zostali zarażeni wirusem.
Mila, Michał, Ewelina i Tomek wybierają się w Góry Krucze, do miasteczka, w którym jak w rezerwacie czy zoo mieszkają (bez prawa opuszczenia go) ludzie – Zombie. Park rozrywki, w którym główną atrakcją są ludzie? Wystarczy zapłacić i przyglądać się do woli, ale żeby zobaczyć do czego są zdolni po zmierzchu, płaci się ekstra. W dzień, gdyby nie chustki zawiązane na ręce, są nie do odróżnienia. Czytałam i zastanawiałam się czy byłabym w stanie pojechać w takie miejsce i przyglądać się ludziom, którzy przez chorobę zostali odizolowani od społeczeństwa. Chyba to nie dla mnie.
Zombie w dzień zachowują się jak Ty czy ja, za to w nocy przeobrażają się w istoty, które można nazwać potworami; w istoty, które zabijają wszystko, co spotkają na swej drodze. Po zmroku stają się nieprawdopodobnie silni i tracą kontrolę nad swoimi umysłami. Tak jakby ktoś wyłączył jakiś przycisk w ich głowach. Tak jakby byli w transie. Przed rokiem pewna organizacja postanowiła zrobić świetny interes i zacząć zarabiać na tych ludziach. Tak powstało zamknięte za murami miasto, w których można oglądać zakwaterowanych tam Zombie. Nikt tylko nie wpadł na pomysł, że zdrowy człowiek może zakochać się w mieszkance miasta za murem. Co z tego wyniknie?
Marta Kruczek wpakowała w tę niewielką objętościowo książeczkę mnóstwo wszystkiego. Przyznam, że stanowczo za dużo. Co otrzymujemy na 196 stronach? Po troszku z różnych gatunków literackich: kryminał, fantastyka, horror a nawet romans. Są Zombie, czyli postaci fantastyczne; są trupy; jest śledztwo i miłość „międzygatunkowa". I prawdę mówiąc, w moim odczuciu, Kruczek poległa na własnym pomyśle. A szkoda, bo ta historia miała potencjał. Może byłoby lepiej, gdyby z czegoś zrezygnować. Rozbudować wątki, które zostały potraktowane po macoszemu. Postarać się bardziej skupić na portretach psychologicznych bohaterów. Wydaje mi się, że ratunkiem dla tego debiutu jest zakończenie, choć mnie nie zaskoczyło, bo udało mi się rozgryźć je wcześniej. Chyba możemy spodziewać się kontynuacji, bo autorka zostawiła sobie furtkę w postaci nie do końca rozwiązanych spraw.
Ci inni za murem to książeczka, która może się spodobać mniej wytrawnym czytelnikom. Dla mnie niestety to trochę za mało. Jestem pewna, że z czystej ciekawości sięgnę po drugą odsłonę o Zombie – oczywiście jeśli powstanie. Interesuje mnie czy Marta Kruczek rozwinie skrzydła, jako pisarka i co dalej będzie się działo z Milą i... Zombie.
Książki nie polecam, ale też nie zamierzam jakoś specjalnie nikogo zniechęcać. Każdy wie co lubi i sam podejmie decyzję, czytać czy nie.