Książka Oskar i pani Róża była mi polecana niejednokrotnie, jednak za każdym razem odkładałam ją na później i później, aż w końcu sobie o niej przypomniałam i postanowiłam wypożyczyć z biblioteki. Wcześniej wydawało mi się, że będzie to historia trwająca ponad 300 stron i jakie było moje zdziwienie, gdy w moje ręce trafiła cieniutka książeczka.
Oskar ma na karku dziesięć lat. Wydaje się, że to mało, ale za dwanaście dni chłopiec pożegna się z światem żywych, bo choroba przez którą jest w szpitalu wygra. Jednak razem z panią Różą, światowej klasy zapaśniczką, tworzą plan, aby w ciągu tych ostatnich dni poznać wszystkie etapy ludzkiego życia.
Pierwsze co mi się spodobało to forma w jakiej została ta historia zapisana. Oskar jest w niej narratorem, ale to nie jest zwykła pierwszoosobowa narracja, ponieważ on pisze listy i to nie do byle kogo, tylko do samego Boga. W tych listach opisuje wszystko co zdarzyło się w danym dniu oraz przemyślenia dotyczące różnych rzecz.
Sam Oskar jest niesamowicie ciekawą osobą. Kiedy myślę o dziesięcioletnim dziecku, to przed oczami mam dzieciaka, który potrafi czytać, pisać i bawi się na dworze, a jego życie jest beztroskie i nie musi mieć jeszcze wyrobionej opinii na pewne tematy. Pomimo swojego młodego wieku i życiowego doświadczenia, Oskar jest niezwykle inteligentnym dzieciakiem. Z jednej strony potrafi być poważny i wysławia się aż za dobrze jak na swój wiek, a z drugiej strony nadal jest nacechowany tą dziecinnością, która powinna pozostać w nim jeszcze przez jakiś czas, gdyby nie choroba. Poza tym jest bardzo bezpośredni i nie boi się mówić to co myśli.
Bardzo, ale bardzo podobało mi się to jak on opisywał Bogu zdarzenia z danego dnia i jak to jest ciężko być dwudziesto-, trzydziesto-, czterdziesto-... latkiem. Codziennie idealnie wczuwał się w rolę dla danego wieku i świetnie się czytało to np. że Oskar jednego dnia miał żonę, a drugiego go porzuciła, bo dowiedziała się o jego "kochance". Oczywiście muszę też wspomnieć o tym jak on się zwracał do samego Boga. Nie było to nic pompatycznego, on po prostu pisał do niego listy w taki sposób jakby je pisał do kumpla. Chyba najbardziej w nich mi się podobały ich zakończenia, gdy prosto z mostu Mu mówił, że jakby spał, a On akurat by do niego wpadł to niech go obudzi.
Kolejną kwestią jest pani Róża. To jest dopiero kobieta. Przez całą książkę zastanawiałam się, czy rzeczywiście jest ona zapaśniczką czy tylko wymyśliła to dla Oskara. Genialna osóbka, gdybym miała okazję to z chęcią bym ją poznała. To właśnie ona namawia Oskara do pisania listów do Boga, ona tłumaczy mu kwestie, których sam nie jest jeszcze zrozumieć jak np. dlaczego rodzice nie chcieli powiedzieć mu prosto z mostu, że za parę dni umrze.
Co do zakończenia, to chociaż wiedziałam, jak się ta historia zakończy to trochę miałam złamane serce. Już ostatni list Oskara praktycznie wywołał u mnie łzy. Nie chciałam przerzucać kolejnych stron, aby nie musieć się żegnać z tym cudownym chłopczykiem. Polubiłam go bardzo za tą bezpośredniość, za jego humor i postrzeganie świata. Książka została zakończona listem napisanym przez kogoś innego niż Oskar i gdy go czytałam, bardzo chciało mi się płakać, bo tak bardzo się z nim zżyłam. Chciałabym, aby ta książka skończyła się inaczej.
Książka Oskar i pani Róża jest niesamowita, ponieważ pokazuje nam jak można poradzić sobie z chorobą, że gdy nadejdzie wyrok śmierci, to nie trzeba od razu się załamywać, tylko przeżyć jak najlepiej ostatnie chwile swojego życia. Pokazuje też jak w tak beznadziejnej chwili można odnaleźć wiarę w Boga i w rozmowie z nim znaleźć ukojenie.