Jest to książka krytyczna, a krytyce poddane zostają właściwie wszystkie elementy współczesnego świata. Nie znaczy to, że na pewno taki właśnie – krytyczny – zamysł miała autorka, Margot Vanderstraeten, Belgijka, rocznik 1967, absolwentka studiów translatorskich na uniwersytecie w Antwerpii, autorka kilku książek. Możliwe, że po prostu tak jej wyszło. Margot, odrobinę lewicująca i starająca się bardzo o poprawność polityczną, wydawało się, że uniknie krytycznych ocen, ukrywając się za zdziwieniem lub zdumieniem. Jednak dziwić można się zarówno entuzjastycznie i w zachwycie, jak i z rozczarowaniem, zawodem i niesmakiem. Aaron Schneider dwa razy opowiedział ten sam dowcip. Nie podczas jednego spotkania, nie następnego dnia… W przeciągu kilku tygodni!!! Jednak Margot zwróciła uwagę na ten fakt w taki sposób, że nie świadczy to zbyt dobrze o Schneiderze, choć właściwie autorce nie dałoby się formalnie niczego zarzucić.
Zatkało mnie. Nie spodziewałam się, że od Żyda z brodą i w jarmułce dowiem się czegoś nowego o Elsschocie. Pisarz zmarł w 1960 roku, pisałam o nim pracę magisterską i dobrze poznałam jego życie.
Gdyby to był NORMALNY Belg, a nie Żyd w jarmułce, to zdziwienia by nie było, prawda?
Ale, od początku. Margot przyjmuje posadę korepetytorki dzieci Moriel i Aarona Schneiderów, bogatych ortodoksyjnych Żydów w Antwerpii. Państwo Schneider wybrali ją dopiero wtedy, kiedy kilku innych kandydatów się nie sprawdziło, z nieznanych powodów. Dzieci, Simon, Jakov, Elzira i Sara, są w różnym wieku, chodzą do różnych klas i Margot ma za zadanie pomagać im w nauce. Oczywiście tylko przedmiotów świeckich, bo dzieci uczą się też wielu zagadnień związanych z ich religią, kulturą, historią narodu żydowskiego. Margot pomagała dzieciom przez sześć lat, zbliżyła się do nich, na ile było to możliwe, poznała inny świat. Czy zmieniło ją to w jakiś sposób, albo czy wpłynęło na jej związek z Nimą, irańskim Persem, uchodźcą politycznym? Oczywiście, ale…
Na początku Margot nieustannie się dziwi i w niezwykle subtelny sposób krytykuje.
Zdziwienia, jako wyrafinowanej formy krytyki, używa nie tylko narratorka i nie tylko w odniesieniu do Żydów. Podczas jakiejś awantury domowej Nima wyrzuca Margot, że ta posługuje się z automatu (czytaj: bezmyślnie) stereotypami, których źródłem jest polityka USA i narzucana Europie mentalność amerykańska. Sporo w tym racji.
Moriel Schneider dziwi się akademickiemu rzekomo wykształceniu Margot w zakresie znajomości języka francuskiego. Powtórzę, że to uniwersytet, a nie kurs językowy dla turystów.
Niderlandzki jest moim ojczystym językiem. Tłumaczę tylko z francuskiego na niderlandzki, nigdy odwrotnie, to byłaby katastrofa.
Przyznam, że zdziwienie pani Schneider zupełnie mnie nie dziwi. A może o czymś nie wiem, może absolwenci anglistyki w Polsce też są w stanie tłumaczyć tylko z angielskiego na polski, bo odwrotnie, to katastrofa?
Ramy obrazów poruszały się przy każdym przejeździe pociągu. Stuk kół przeszywał mnie dreszczem. Pomyślałam: jak to możliwe, że po wojnie Żydzi antwerpscy znowu zamieszkali wszyscy razem w dzielnicy w pobliżu torów kolejowych. Tymczasem pan Schneider mówił coś o Radzie Diamentów, Antwerpskiej Giełdzie Diamentów i o żydowskiej tradycji w tym sektorze. Czy wybór położenia geograficznego nie świadczył o masochizmie? Kto funduje sobie coś takiego? Dlaczego nie przeprowadzili się do innej dzielnicy? Dlaczego chcą się co dzień konfrontować ze straszną historią Holokaustu? Dlaczego ktoś, codziennie i dobrowolnie, chce słuchać przejeżdżających pociągów, jednego z najbardziej bolesnych symboli cierpienia narodu żydowskiego i swojej rodziny? Przysłuchiwać się dudnieniu, dosłownie je czuć, bo okno w pokoju trzęsło się w futrynie. Sześćdziesiąt pięć procent oficjalnie zarejestrowanych Żydów antwerpskich – znalazłam tę informację po nieudanej rozmowie z panią Schneider – zostało przewiezionych pociągami do obozów koncentracyjnych i obozów zagłady.
Tym Margot zaskoczyła mnie już zupełnie. Polacy też byli wywożeni do niemieckich obozów koncentracyjnych, ale czy to oznacza, że do dziś powinniśmy unikać pociągów, dworców, torów? Naprawdę Żydzi antwerpscy mieli aż taką traumę wiele lat po wojnie, czy może Margot uroiła sobie, że powinni mieć?
Okazało się, że religijni Żydzi izolowali się od społeczeństwa i ta segregacja, którą świadomie podtrzymywali, zaczynała się już w dzieciństwie. Jak to możliwe? Dlaczego mniejszość chce się tak wyraźnie oddzielać od większości? Kto, oprócz białych w Afryce Południowej, uważał za konieczne chronienie swojej tożsamości przed resztą świata? Czy kryła się za tym pretensjonalność, czy strach? Trzeba być ślepym na własną historię, przecież ten silnie zjednoczony naród był niedawno wrogiem numer jeden nazistowskich Niemiec i ich sojuszników, a oto czterdzieści lat później nadal chce się wyróżniać i szuka izolacji. W wojsku wszyscy wiedzą, że kamuflaż może uratować życie. A jednak właśnie ci ludzie, z historią pełną prześladowań i pogromów, robią wszystko, żeby się wyróżniać. A może to ja czegoś nie rozumiałam? Czegoś nie dostrzegałam?
Ja bym bez większego namysłu dorzucił Cyganów (Romów), ale na pewno takich nacji jest znacznie więcej, a zadziwienie tym faktem, to raczej właśnie brak zrozumienia Margot pewnych kwestii.
Wydaje się, że jestem starszy od J.S. Margot, więc już nauczyłem się, choć z trudem, że jeśli ja czegoś nie znam, nie wiem, nie rozumiem, to nie musi oznaczać, że jest to złe lub głupie.
Fantastycznie opisane są relacje Margot z dziećmi Schneiderów, a zwłaszcza z dziewczynkami (z Jakovem Margot robiła szemrane interesy). To kawał naprawdę dobrej pisarskiej roboty; czytałem ze wzruszeniem, czasem z irytacją, i to bardzo dobrze, bo książka, która nie wzbudza emocji, nie jest wiele warta.
„Mazel tow” zawiera niesamowity ładunek wiedzy o życiu, zwyczajach, religii, praktykach, przekonaniach, współczesnych, nowoczesnych ortodoksyjnych Żydów – nie mylić z charedim i chasydami, bo to ultraortodoksyjne grupy judaizmu. Mają swoich rabinów, swoje synagogi, swoje szkoły.
Zdecydowanie polecam osobom zainteresowanym judaizmem i ceniącym ciekawą lekturę. Bardzo wartościowa pozycja – moim niezwykle skromnym zdaniem.